Śpieszę z recenzją, bo jeśli szukacie czegoś wyjątkowego pod choinkę, na Mikołaja czy jako adwentowy książkokalendarz, nie traficie lepiej. Książka, o której marzyłam dwa lata i kiedy już doszło do realizacji tego marzenia okazało się, że nakład wyczerpany. Znacie ten ból?? Na szczęście Wydawnictwo Literackie stanęło na wysokości zadania i dokonało dodruku. Więc radzę z serca, śpieszcie się, bo egzemplarze znikają jak świeże bułeczki. Z gatunku tych, których się już nie pozbędziecie.
A książka?
Przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Czytałyśmy na głos, po rozdziale, na zmianę, a podczas lektury płakałyśmy, śmiałyśmy się, patrzyłyśmy na siebie zdziwione, wymieniałyśmy szeptem uwagi i gdybałyśmy, a wiele rzeczy nie mieściło się w naszych głowach: zatarła się zupełnie granica między dzieckiem a dorosłym. Dwadzieścia cztery rozdziały nie spełniły u nas adwentowej funkcji, bo zwyczajnie nie dałyśmy rady wytrzymać do następnego wieczoru i korzystałyśmy z każdej wolnej chwili, żeby przeczytać chociaż kilka stron.
Bohaterem jest dziesięcioletni Julian, chłopiec, którego po śmierci ukochanej siostry otacza smutek. Wszechogarniająca żałoba i tęsknota za zmarłą dotyka i zmienia wszystkich: młodsza siostra przestaje być radosnym i żywiołowym dzieckiem, a rodzice…rodzice to tylko cienie dawnego taty i dawnej mamy. Także w Julianie zachodzi przemiana. Całe dni spędza na basenie, bo jedynie wysiłek fizyczny pozwala mu zachować resztki dawnego siebie i zmierzyć się z świadomością, że zbliżające się Boże Narodzenie w tym roku będzie w ich rodzinie wyglądało zupełnie inaczej. I kiedy pewnego dnia poznaje szaloną, zabawną, przesympatyczną, gadatliwą Hedvig, zaprzyjaźnia się z nią i odwiedza jej wspaniały, świątecznie przystrojony dom, rodzi się w nim nadzieja, że jeszcze nie wszystko stracone. Że jeszcze może być normalnie, także w jego rodzinie. To złudne pragnienie, ponieważ dzieje się coś, co sprawi, że Julian musi szybko dorosnąć i wiele, wiele rzeczy przewartościować. Musi także otrzeć się o magię i wsłuchać w swoje serce. Hedvig też ma swój sekret i zmaga się z własnym smutkiem, strachem i bólem. Aby ocalić swoją rodzinę przed całkowitym pogrążeniem się w smutku Julian musi podjąć najtrudniejsze życiowe decyzje i przede wszystkim – zaufać.
W „Śnieżnej siostrze” poruszony jest temat śmierci bliskiej osoby z punktu widzenia dziecka i kolejne etapy żałoby, z którymi każdy, zwłaszcza dziecko, musi poradzić sobie sam. Jest tam całe morze smutku, beznadziei i rozpaczy, ale…jest także nadzieja i wskazówka, która kieruje czytelnika na właściwą drogę. Drogę współprzeżywania i dzielenia się z bliskimi swoim smutkiem, drogę rozmowy o zmarłych i drogę wiary, że oni są wśród nas dopóty, dopóki o nich pamiętamy. Bo chociaż dzieci straciły siostrę – mają jeszcze siebie i rodziców. A rodzice mają jeszcze inne dzieci, dla których muszą żyć.
„Śnieżna siostra” to magiczna, niesamowita książka która, wiem to na pewno, na naszej półce zagości na stałe.
Jest pokaźnych rozmiarów i już sama okładka zapiera dech w piersi. Kartki są śliskie i w dotyku takie…luksusowe. W środku mnóstwo tekstu i wspaniałe, kolorowe, realistyczne ilustracje Lisy Aisato, jakby wycięte z najpiękniejszej baśni, od których nie można oderwać wzroku. Zachwyciłyśmy się przede wszystkim umiejętnością Ilustratorki nakreślenia emocji na twarzach bohaterów. Coś nieprawdopodobnego! Mała czcionka, więc bardziej dla dzieci wprawionych w czytaniu, ale my polecamy od lat 7+. Z małą pomocą rodzica dziecko przeżyje naprawdę niesamowitą przygodę. Może nieprofesjonalnie, ale polecamy! Rękami i nogami!!