Już dłuższą chwilę nie miałem okazji stykać się z prozą Anny Brzezińskiej. Jeśli chodzi o literaturę fantastyczną to chyba najlepsza aktualnie tworząca polska pisarka. Stworzony przez nią świat Krain Wewnętrznego Morza mogliśmy poznać w „Sadze o zbóju Twardokęsku”, za którą to opowieść troszkę się na nią pogniewałem, bo irytują mnie wznowienia tych samych książek pod nowymi tytułami. Niezależnie jednak od mojej irytacji trzeba sobie jasno powiedzieć - Anna Brzezińska wielka pisarką jest.
Ostatnio udało mi stać szczęśliwym właścicielem jej książki pod tytułem „Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny”.
To poniekąd kontynuacja „Opowieści z Wilżyńskiej Doliny”, które miałem okazje przeczytać już kilka lat temu i zapamiętać jako kawał solidnej literatury.
Jest to zbiór siedmiu opowiadań, które są ze sobą powiązane chronologicznie, jednak mogą być bez problemu czytane samodzielnie. Pierwszą część „Opowieści... „ zapamiętałem ( chyba niesłusznie ), jako książkę zabawną, ze sporą dawką humoru. W „Wiedźmie …” zabawne jest tylko pierwsze opowiadanie, z ogromnym humorem napisany rzut oka dolinę, w której pojawił się smok, a za nim rzesza ludzi pragnących go upolować, lub też wzbogacić się na polowaniu, ewentualnie udowodnić swoje prawa do bycia jego właścicielem. Opowiadanie czyta się z uśmiechem i tylko niewielką dozą zastanowienia.
Kolejne sześć to opowiadania, w których tytułowa wiedźma jest tylko tłem do przyjrzenia się ludziom, którzy znaleźli się na jakimś życiowym zakręcie. W drugim Babcia Jagódka chyba zbyt łatwo miesza się w życie księżniczki i widzimy jak często dobre chęci mają opłakane skutki. W trzecim mamy próbkę tego jak łatwo jest upodlić ludzi, którzy poczuli władzę nad innymi i coś co na mój gust dziwie przypomina „równość” wszystkich z czasów socjalizmu. W czwartym pojawia się pytanie co powinien zrobić mąż, który po powrocie z wojny zastaje żonę z kolejnym zaślubionym mężczyzną, w dodatku takim który jest lepszym gospodarzem niż on sam. Piąte pokazuje nam w przewrotny sposób, jak często musimy dostosowywać siebie do wyobrażeń innych o nas. Szóste to jakby wariacja na temat klasycznej „Bajki o Jasiu i Małgosi” i „Świniopasa” Andersena przełożonych na realia Wilżyńskiej Doliny. Ostatnie opowiadanie moim zdaniem jest najsłabsze w całym zbiorze, troszkę jakby po to napisane, żeby domknąć całość i przypomnieć że niezależnie od tego jak bardzo byśmy chcieli to nie da się wrócić do starych czasów.
Mimo tego, że jedno z opowiadań jest moim zdaniem nie najlepsze to zbiór jako całość czyta się znakomicie. Nie jest to do końca lektura łatwa i przyjemna, ale jednak niesamowicie ciekawa. Autorka odmalowuje świat, w którym ludzie są naprawdę ludzcy, nie są wydumanymi nierealnymi postaciami. Wielu z nich jest podłych, małostkowych, złośliwych i przez to boleśnie prawdziwych. Nie ma tu kurew o złotym sercu, wilżyński pleban nie jest święty, a czarownica potrafi momentami być koszmarnie przewrotna.
Cała książka jest napisana bardzo przyjemnym, plastycznym i znakomitym językiem. Autorka na każdej stronie pokazuje swój najwyższej klasy kunszt pisarski. Mogę książkę polecić wszystkim, którzy mają ochotę na znakomitą, nienużącą literaturę, która pod przykryciem fantasy i lekkiego uśmiechu serwuje nam opowieść o ludziach. Prawdziwych ludziach.
Dodatkowym niewątpliwym atutem książki jest jej okładka. Bajecznie kolorowa Babcia Jagódka tajemniczo się uśmiecha, a że używa przy tym zaklęcia "piękna i młoda" to nie czujemy przy tym żadnych obaw. Obok stoi całkiem zadowolony kozioł. Troszkę uważniejsi czytelnicy zwrócą jednak uwagę na odbicie w jeziorze. Tam i kozioł i Babunia już nie są tym, czym się na pierwszy rzut oka wydają. Chyba nawet wydawcy tak spodobała się ta wersja czarownicy, że trzecie wznowienie pierwszej części opowiadań o Wilżyńskiej Dolinie otrzymało na okładce Babcię Jagódkę w jej najbardziej atrakcyjnej wersji.