Książkę napisaną przez Clive’a Staplesa Lewisa można w pełni zrozumieć tak naprawdę tylko wtedy, gdy przechodzi się prawdziwą życiową tragedię. Właśnie w obliczu takiego kryzysu może okazać się pocieszeniem dla zagubionego człowieka. Kiedy jego powieść czyta się tak po prostu – „Smutek” staje się osobliwym przewodnikiem po ludzkim cierpieniu, wspaniałej miłości na całe życie oraz naturalnym w takiej sytuacji zwątpieniu co do bezdennego miłosierdzia Bożego. Jest to niezwykła autobiografia, która w momencie załamania, mogłaby pokrzepić wiele złamanych i krwawiących serc.
Clive Staples Lewis napisał tę książkę w momencie, kiedy w jego życiu nastąpił właśnie taki kryzys. Przez jakiś czas od śmierci swojej ukochanej żony Joy Gresham, prowadził dziennik swojego cierpienia, bólu i żałoby. Nie oznaczał go datami, bo w takim okresie, trudno przejmować się czymś takim, jak nieubłaganie upływającym czasem. H. (jak to Joy została nazwana przez Lewisa) zmarła niedługo po niespełna trzech latach bolesnej walki z nowotworem. Miejscem, w którym Autor wylał na papier wszystkie swoje żale i troski, były znalezione w domu cztery notesy.
Godne podziwu dla Jacka (tak nazywali Lewisa przyjaciele) jest to, że w obliczu tak ogromnej tragedii, poprowadził racjonalne i mądre zapiski, które stały się podręcznikiem dla wielu osób. Mało kto po utracie tak bardzo kochanej osoby, byłby w stanie prowadzić debaty nad sensem tego, co przechodzi. Lewis temu podołał. Jego doświadczenie bólu dało początek polemice, która polegała na rozłożeniu cierpienia na czynniki pierwsze. W ten sposób próbuje nauczyć nas, jak żyć w zgodzie z tym, co los przynosi nam w darze. W końcu dochodzi do wniosku, że jednak faktycznie każde cierpienie ma sens i może poprowadzić zagubionego człowieka do pełni życia.
Wartymi uwagi tekstami, które swoje miejsce znalazły w doskonałym polskim wydaniu, jest przedmowa Madeleine L’Engle oraz wstęp Douglasa Greshama (syna Joy z pierwszego małżeństwa). Oby dwa elementy próbują nadać lekturze nowego oblicza. Madeleine L’Engle napisała swoją wypowiedź, jako osoba, która przeczytała tę książkę jako wyśmienitą lekturę, ale później także jako wdowa, czyli kobieta do której tak naprawdę książka jest skierowana. W ten sposób pozwala nam dostrzec, jakie różnice w postrzeganiu treści zaistniały podczas czytania w tych dwóch, jakże dla niej różnych, okresach czasu. Zaraz później, czytamy wstęp Douglasa Greshama, który daje nam pełny obraz historii tych dwóch ludzi, których w późniejszym czasie połączył najświętszy węzeł małżeński. Wprowadza nas on w ich życie, nie od momentu poznania, ale od jeszcze wcześniejszych czasów. Dzięki temu, możemy lepiej zrozumieć jak silny i prawdziwy musiał być ten smutek.
Śledzenie zmian zachowań głównego bohatera, to naprawdę fascynujące doświadczenie. Jego zapiski prowadzą nas od dziecięcej bezradności, gdy na skórze pojawia się otwarta rana, przez ciągłe rozdrapywanie jej, aż po końcowe zrozumienie sensu jej istnienia i zalepienie jej plastrem. To najpiękniejsza opowieść o cierpieniu, jaką kiedykolwiek zobaczył świat. Koniecznie musi pojawić się na półce ludzi, którzy boją się tego co nieuniknione – śmierci kogoś bliskiego.