Colleen Houck urodziła się w Arizonie. Ukończyła college oraz rozpoczęła studia na Uniwersytecie Arizony, jednak nie ukończyła ich. Przerwała studia i dołączyła do kościelnej misji, gdzie poznała swojego przyszłego męża. Swoją pierwszą powieść pod tytułem Klątwa Tygrysa, napisała po przeczytaniu sagi Zmierzch, która ją zainspirowała. Jednak nie od razu znaleźli się chętni do jej wydania. Dlatego też autorka wyłożyła własne pieniądze i wydała ją samodzielnie. Nawet ona nie spodziewała się, że powieść spodoba się tak bardzo. Teraz wszystkie największe wydawnictwa i wytwórnie filmowe licytują się o prawa to cyklu o takim samym tytule jak tom pierwszy. Klątwa Tygrysa. Wyprawa to już trzecie spotkanie z Kelsey i dwójką braci objętych tytułową klątwą.
Ren jest już z powrotem wolny i bezpieczny. Jednak Kelsey nie może być do końca szczęśliwa. Chłopak stracił bowiem pamięć i w ogóle jej nie pamięta. Dodatkowo jej dotyk sprawia mu ogromny ból. Jednak nikt do końca nie wiem dlaczego taka sytuacja ma w ogóle miejsce. Oprócz tej zagadki, bohaterowie cały czas mają także na głowie problem Lokesha, który ciągle ich tropi.
Wszyscy wyruszają więc w kolejną podróż, na końcu której czeka ich spotkanie z pięcioma prastarymi smokami. Czy wskażą im drogę do kolejnego elementu, który pomoże im w ostatecznej bitwie? Czy Kelsey będzie mogła poczuć się znów szczęśliwa? Tego musicie dowiedzieć się sami.
Jak widać po raz enty zaczynam jakąś serię praktycznie od środka. Na szczęście jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym miała problemy z połapaniem się w najważniejszych wątkach całej historii, które nota bene ciągną się i powielają w każdym tomie. Klątwa Tygrysa. Wyprawa, również w tym przypadku nie jest inna. Autorka co i rusz przypomina i podsuwa swoim czytelnikom najważniejsze informacje, które pomagają w lepszym zrozumieniu danej sytuacji.
Autorka od samego początku głośno mówiła o tym, że inspiracją do powstania tej historii była saga Zmierzch Stephanie Meyer. To w sumie się jej chwali, bo nikt nie będzie mógł narzekać, że sięgnął po książkę nie wiedząc, że natchnie się na te wszystkie oklepane elementy, które już dawno mu się przejadły. Jednak miałam nadzieję, iż autorka dołoży do tego dużo więcej swojej własnej inwencji twórczej. Tymczasem Colleen Houck czerpała także z innej serii o bardzo zbliżonej tematyce do sagi, chodzi mi tu o Pamiętniki wampirów L. J. Smith. Już sam wątek trójkąta miłosnego, gdzie dziewczyna musi wybierać pomiędzy braćmi jest jak wyjęty żywcem z tego cyklu.
Kolejnym minusem mogą być sami bohaterowie, a właściwie to główna postać kobieca w tej powieści. Kelsey od samego początku zaczęła mnie drażnić swoim użalaniem się nad tym jaka to ona jest biedna i jak bardzo zraniona. Kolejny jej mankament polega na tym, że wszystko co robi, to robi pod kątem wygody Rena i Kishana. Ktoś może pomyśleć, że uprzedziłam się do niej po tylu recenzjach, w których zawsze wymieniane były jej wady, ale zapewniam, że tak nie jest. W tej dziewczynie po prostu nie ma niczego co mogłoby się podobać i co sprawiłoby, iż czytelnik mógłby chociaż trochę ją polubić. Chociaż nie powiem, ma swoje przebłyski. Zwłaszcza w momentach kiedy zachowuje się i myśli jak dojrzała kobieta, która wyciągnęła wnioski z tego co jej się przytrafiło. Niestety takie sytuacje należą do rzadkości. Dużo częściej zachowuje się jak rozkapryszona pannica, która nie umie dostrzec prawdy podsuwanej jej pod sam nos. Zresztą uczucie irytacjo odczuwałam również względem Kishana, który tak naprawdę zawinił mi jedynie tym, że starał się wcisnąć pomiędzy swojego brata i jego ukochaną. Chyba mam jakieś lekkie zboczenie na tym punkcie, nienawidzę trójkątów miłosnych! Jeżeli chodzi o nić sympatii to z całą pewnością poczułam ją do Pana Kadama i Rena. Chociaż i ten drugi ma swoje wkurzające momenty
Gdyby jednak pominąć powyższe mankamenty i skupić się na przygodowej stronie całej powieści, to otrzymujemy coś naprawdę ciekawego, wciągającego i nietuzinkowego. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę włączenie do fabuły indyjskiej mitologii, która raczej jest rzadko wykorzystywana przez autorów. Szkoda tylko, że autorka nie wykorzystała większej ilości potencjału zawartego w tym pomyśle. Mam jednak nadzieję, że nadrobi to w kolejnym tomie.
Akcja Klątwy Tygrysa jest dość zmienna. Nabiera tempa gdy bohaterowie przystępują do wykonywania powierzonych im zadań. Wtedy czytelnik nie daje rady długo się opierać. Zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, które często zaskakują swoimi kulminacjami. Niestety równie szybko powraca do normalnego poziomu, a czytelnik doznaje gorzkiego przebudzenia. Znowu w nadmiernej ilości jesteśmy raczeni rozterkami sercowymi Kelsey. Często gęsto z tego powodu miałam ochotę zostawić tę książkę. Na szczęście moja ciekawość dotycząca finału i reszty zadań, była na tyle duża i mocna, iż trzymała mnie w ryzach aby jednak wytrwać. Cieszę się, że się nie zawiodła. Samo zakończenie naprawdę nastraja pozytywnie do kolejnej części.
Podsumowując. Klątwa Tygrysa. Wyprawa ma zarówno swoje mocne jak i słabe strony. Na szczęście pozostają w równowadze i dzięki temu powieść warta jest poznania. Także język powieści przemawia za taką opinią. Jest prosty, a zarazem bardzo barwny i plastyczny. Nikt nie będzie miał więc problemu z całościowym odbiorem tekstu i wyobrażeniem sobie wszystkich tych cudownych widoków, które opisuje nam autorka. Nie są to jednak jego jedyne plusy, ponieważ dzięki słowom autorka tworzy naprawdę niezapomniane klimaty, które zawsze idealnie pasują do przedstawianych sytuacji. Dlatego polecam książki Colleen Houck. Traktujcie je jednak jako lekką i przyjemną lekturę.