Bardzo cenię sobie oryginalność. Kiedy autor ma swój niepowtarzalny styl i wyróżnia się na tle innych, od razu czuję do niego respekt.
Terry Pratchett to pisarz, o którym z pewnością słyszał każdy. Wśród miłośników fantastyki jest to nazwisko wręcz kultowe, cenione i bezgranicznie wychwalane. Czy jednak jest o co robić tyle szumu? Co do tego miałabym niemałe, a wręcz ogromne wątpliwości.
Straż Miejska w Ankh-Morpork jest powszechnie wyśmiewana i znieważana. Mieszkańcy miasta wiedzą bowiem, że stanowi ona jedynie element krajobrazu i w żadnym wypadku nie walczy z przestępczością. O bezużyteczności danej organizacji nie wie natomiast nowy strażnik Marchewa – dwumetrowy krasnolud, który ze względu na swoje rozmiary musiał upuścić rodzinne strony. Bohater przekonany jest o niesamowicie ważnym charakterze swojej pracy, pilnie studiuje „Prawa i Przepisy Porządkowe miast Ankh i Morpork” i skrupulatnie wypełnia zawarte tam reguły.
Pod wpływem zdeterminowanego krasnoluda Straż Miejska naprawdę zaczyna działać i wkrótce ma ręce pełne roboty, ponieważ nad miastem kontrolę próbuję przejąć ... smok! Ta przerażająca istota wymyka się spod wpływu tajnego zgromadzenia, przez które została przywołana i zaczyna terroryzować osadę.
Na cykl o Świecie Dysku składa się aż trzydzieści dziewięć książek, jednak znajomość każdej części nie jest rzekomo wymagana, żeby zorientować się w akcji. Każdy tom stanowi bowiem osobną historię i porusza inny temat. Wszelkie występujące nawiązania do wcześniejszych wydań wyjaśnione są przypisami. O zgrozo! Tylko weź człowieku je zrozum, skoro jesteś nieobeznany ze światem przedstawionym, a ich autorem jest sam pisarz, który nie omieszka poczęstować Cię w nich kolejną dawką swego „wykwintnego” humoru. Groteska i ironia te dwa słowa idealnie opisują styl Pratchetta.
Z ciekawości weszłam na oficjalną, polską stronę owego autora i co tam widzę? „ Inteligentny humor?! Jeśli humor przedstawiony w „Straży miejskiej” należy do inteligentnych to chyba czytelnik musi być, za przeproszeniem, niespełna rozumu. Oczywiście w powieści znalazło się kilka wyszukanych żartów, które nawet mnie rozbawiły, jednakże większość z nich była po prostu żenująca.
Bez wyrzutów sumienia mogę jedynie pochwalić okładkę, która świetnie oddaje klimat i atmosferę fabuły. Podoba mi się styl, w jakim została wykonana a także fakt, że cały cykl o Świecie Dysku oprawiony jest w nawiązujące do siebie ilustracje, dzięki temu powieści Pratchetta są bardzo charakterystyczne i od razu rzucają się w oczy na sklepowych półkach.
Pewnie wielu z was się zastanawia, dlaczego tak wysoko oceniłam „Straż! Straż!”, skoro tak zawzięcie ją krytykuję. Śpieszę z wyjaśnieniem. Wszystko to dlatego, że niesamowicie zżyłam się z bohaterami. Kreacja każdego z nich jest, według mnie genialna. Wszyscy są bardzo charakterystyczni i mają swój specyficzny styl bycia. Marchewę pokochałam od pierwszych stron powieści i można by powiedzieć, że zostałam jego fanką. W tym miejscu pokuszę się na wysnucie przypuszczenia, że być może to właśnie na niepowtarzalnych bohaterach opiera się cały fenomen twórczości tego Terrego Pratchetta.
Innym dziełom pióra tego autora z pewnością dam jeszcze szansę, gdyż mimo wszystkich moich skarg i zażaleń, o których napisałam, stworzył on fabułę, która rzeczywiście ma to „coś” i potrafi wciągnąć. Jestem ciekawa, którą część Świata Dysku wy polecacie?