Po miesięcznej przerwie powróciłam do dzieła Tołstoja. Przebrnąwszy przez plotkary na królewskim dworze, nie mogłam się doczekać, tak długo omawianej przez nich wojny; pragnęłam zostać świadkiem metamorfozy jaka miała zajść w bohaterach.
Po przegranej pod Smoleńskiem, nawet ci najbardziej patrzący optymistycznie w przyszłość Rosjanie zmieniają nastawienie. Zaczyna się wojna, jakiej nie znali i jej skutki odczują wszyscy, nawet ci najlepiej uprzywilejowani. Dla Napoleona Europa to mało, pragnie pozyskać Rosję; niebawem ruszy na Moskwę. Do walki przygotowują się nie tylko książę Andrzej Bołkoński i Mikołaj Rostow, ale także hrabia Bezuchow i najmłodszy z Rostowów Pietia.
W tych częściach Tołstoj odpuścił sobie niepotrzebne opisy balów i rozmów, jakie tam się toczyły, a nic nowego nie wnosiły. Następstwa wojny zostały doskonale opisane. Przemiana jaka zaszła w bohaterach była olbrzymia. W końcu panicze z dobrych domów poznali co to: cierpienie, ból, zimno i głód; w końcu też, wystrojone laleczki zaczęły dostrzegać coś więcej niż czubek własnego nosa.
W tym dziele poznajemy nie tylko losy dworu rosyjskiego, chłopów i ich rodzin, ale przede wszystkim myśli filozoficzne autora. Tołstoj niejednokrotnie zadawał sobie pytanie: po co ta wojna? Walcząc za ojczyznę zginęło tysiące ludzi, a setki z nich pozostało kalekimi. Czytając pewien fragment, pamiętam jak książę Bołkoński zadaje sobie pytanie, po co walczyć, skoro w głównej mierze nie giną Francuzi, jedynie żołnierze z podbitych krajów; to nie Polaka, Niemca czy Austriaka chciał zabić, jak tylko Francuza.
Tołstoj rozwodził się nad wieloma kwestiami. Nie mógł znieść myśli, że Napoleon (widziany przez niego jako postać diabelska) jest przedstawiany przez historyków jako bohater i geniusz. Nie mógł pogodzić się z ogólną przyjętą ideą, jaka głosi wielkość cesarza francuskiego:
„(…) Napoleon – najnikczemniejsze narzędzie historii, nigdy i nigdzie, nawet na wygnaniu, nie przejawiający ludzkiej godności – jest przedmiotem zachwytu i entuzjazmu; on jest grand. Kutuzow natomiast – człowiek, który od początku do końca swej działalności w 1812 roku, od Borodina do Wilna, ani razu, ani jednym słowem nie sprzeniewierzając się sobie… (…) wydaje się im czymś nieokreślonym, żałosnym i mówią o Kutuzowie i roku dwunastym zawsze jakby z odrobiną wstydu.”
Przyznam, że z wielkim zainteresowaniem śledziłam tok rozumowania tego wielkiego pisarza. Dla innych może to być defektem, ale dla mnie olbrzymią zaletą. Warto było przebrnąć przez pierwsze dwie części dla tej filozofii Tołstoja. Gorąco polecam!