W ostatnim czasie Polacy a raczej ta część naszych rodaków, która jeszcze sięga po książki, jest raczona wszelkiego rodzaju akcjami propagującymi polską literaturę. Wielu z nich ma raczej marne zdanie o rodzimych powieściach, Ja natomiast nie raz przekonywałem się, że to nieprawda i mam dobre zdanie o naszej literaturze. I w ostatnim czasie znów miałem okazję się o tym przekonać. A to wszystko za sprawą bardzo dobrego, według mnie, polskiego kryminału. Tak, dobrze przeczytaliście, dobry polski kryminał. Mam na myśli debiutancką powieść Konrada Staszewskiego czyli „Śmierć na śniegu” wydane przez Fox Publishing. Autor odnosił sukcesy w wielu konkursach literackich oraz publikował swe teksty w e-zinach.
Przejdźmy jednak do konkretów.
Nasz główny bohater, Krystian Rokicki budzi się pewnej nocy na jakiejś leśnej polanie zasłanej śniegiem, i z niepokojem zauważa że jest całkowicie nagi. Jakby tego było mało, tuż obok niego leży ciało prawdopodobnie martwego czarnego mężczyzny, a na jego plecach leży broń. Jak nie trudno się domyślić, zostaje aresztowany pod zarzutem zabójstwa na tle rasistowskim i nie pomaga mu nawet to, że sam pracuje w policji. Nie martwi się jednak, bo wie, że przyjaciel może zapewnić mu alibi. Ten jednak jak się okazuje także został zamordowany i gdy Rokicki zaczyna się martwić o swoją najbliższą przyszłość, na pomoc przychodzi nieznany mu dotąd detektyw Mierzejski. Wkrótce okazuje się, że detektyw jest wrogiem tego samego człowieka, który na siłę próbował wrobić bohatera w morderstwo, czyli komisarza Orlickiego. A ten zamieszany jest w całą masę ciemnych spraw owianych tajemnicami, poczynając na odmowie podjęcia się śledztwa związanego z podpaleniem żydowskiej kamienicy a kończąc na podejrzanych znajomościach. Jednak co wspólnego ma komisarz Orlicki i pożar sprzed kilku lat z Rokickim i Mierzejskim? Dlaczego Orlicki odmówił prowadzenia śledztwa? W końcu: kto zabił mężczyznę znalezionego w lesie i przyjaciela Rokickiego, Rakowieckiego? Pytań jest wiele, tyle też jest tajemniczych zagadek. Sposób w jaki autor wprowadza do życia mniejsze historie powiązane z głównym wątkiem, a wraz z nimi nowych bohaterów, jest po prostu świetny. Wiąże się to jednak z tym, że w kilku momentach musiałem zatrzymać się i przeczytać dany fragment jeszcze raz, bo po prostu się zgubiłem i nie wiedziałem co się dzieje.
Autor przedstawił całą sytuację za pomocą motywu dobrych i złych policjantów. Po pewnym czasie tworzy się tu grupa tych dobrych, prężnie walcząca ze spiskiem ze strony złego policjanta. A czytelnik? Mógłby stać z boku, ale w tej powieści aż chce się włączyć do śledztwa, kibicować, rozwiązywać zagadki, zrobić wszystko by dowieść niewinności głównego bohatera. A ten, bo warto o tym wspomnieć, nie jest jakimś superbohaterem, nie ma nadprzyrodzonych zdolności pomagających mu w tym co robi. Jest zwykłym człowiekiem, i to wyraźnie widać. Jak każdemu zdarzają mu się wpadki, jak ta gdy po rozwaleniu sobie ręki na płocie musiał spędzić kilka tygodni w szpitalu. Ważne dla polskiego czytelnika mogą być tu miejsca wydarzeń. Łatwiej przecież wyobrazić sobie całą sytuacje, jeśli dzieje się w Katowicach lub w Krakowie, niż gdyby działo się w jakimś amerykańskim miasteczku. Tym bardziej, jeśli ktoś w tych miastach mieszka, może wręcz podróżować po nim wraz z bohaterem.
Dodatkowo, zostawiając na chwilę wątki kryminalne, autor dodał tu wątek miłosny, chociaż bardziej wypadałoby powiedzieć erotyczny. Co jakiś czas czytamy o jego kolejnym razie, nie ważne czy jest w domu, w samochodzie czy w szpitalu. Wprawdzie jest też mowa o uczuciach głównego bohatera, jednak coś mi tu nie pasowało. Śmierć najbliższych osób przyjmował ze spokojem i mógł zdradzić osobę, z którą jest bez mrugnięcia okiem. Optymista, po przeczytaniu powieści zauważy, że z tym wszystkim wiązały się czasami naprawdę zabawne sytuacje, jednak Ja jakoś nie mogłem się przekonać do Rokickiego. Za to bardzo przypadli mi do gustu zawsze opanowany i gotowy do działania detektyw Mierzejski, oraz jego wtyczka w opozycji, z którym jest psychicznie związany, Landorf.
Powieść ma 208 stron, i wszystko czego do świetności w kryminale potrzeba. Są pościgi, napady, strzelaniny, przesłuchania, ponadto fabuła rozwija się doskonale. I choć pościgi i reszta zostają, naprawdę czuję duży niedosyt w stosunku do fabuły. Do połowy powieści autor wprowadza wiele rozgałęzień i nowych historii, a potem wyjaśnia wszystko pokrótce, tak jakby miał limit tych 208 stron, jakby musiał na siłę wszystko skracać. Czuje się tak samo jak ktoś zaczyna coś mówić, potem urywa, i nie chce powiedzieć o co chodzi. Przecież z tymi wszystkimi historiami pobocznymi, książka ma potencjał na dwa razy tyle stron.
Dostajemy więc do rąk powieść dobrą, potrafiącą zaskoczyć czytelnika, z wszystkim czego kryminałowi potrzeba, z dobrze przedstawioną fabułą oraz ciekawymi bohaterami lecz strasznie krótką, przez co nie rozwiniętą do granic możliwości. Sam oceń, czytelniku, czy warto, jednak zapewniam, że nie będziesz żałował. Powieści dałem 5/5 za to jak mnie wciągnęła i za silne pozytywne aspekty, jednak gdybym miał taką możliwość byłoby to raczej 4,5/5. Mocno polecam.