Wstyd się przyznać, ale dotychczas nie zetknąłem się z książką autorstwa Jaroslava Haška pod tytułem „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. Jako nastolatek, widziałem co prawda drobny fragment czeskiej ekranizacji, ale nie zachwyciła mnie ona, i jak się tylko dało, unikałem i książki, i dokończenia obejrzenia filmu. A okazuje się, że bardzo wiele straciłem. Bo czeski Szwejk jest człowiekiem dosyć niezwykłym. Ma niezwykle silną osobowość, która każe mu ciągle wykazywać opór, wobec zastanej rzeczywistości. Wprawdzie nie bije się, nikogo nie obraża – oczywiście nie czyni tego wprost – ale za to sieje wszędzie zamęt w dosyć zabawny sposób. Ma tak otwarty umysł, że pod pozorem idioty, niezwykle dosadnie komentuje szarą rzeczywistość w jakiej przyszło mu żyć. A jak wiecie, zawsze jest co komentować, zwłaszcza głupotę rządzących i dających się rządzić. Ale do rzeczy.
Kontynuacją przygód bohatera Haška jest praca Jerzego Rzepki-Leszczyńskiego pod tytułem „Przygody dawnego wojaka Szwejka po wojnach światowych. Tom I – Obyś żył w ciekawych czasach”. Choć sam Autor w przedmowie do swego dzieła przeprasza, że w dosyć nieporadny sposób zaczerpnął pomysł od swego czeskiego poprzednika, ale śmiało mogę przyznać, że to tylko pozory skromności, gdyż książka jest naprawdę świetna. Nie dość, że Szwejka reinkarnował, to jeszcze przeniósł jego przygody do naszego złotego PRL-u (przed wprowadzeniem stanu wojennego. Choć zasadniczo, jestem niemal pogrobowcem tamtej epoki (rocznik 1986), jednak mam niemałe pojęcie o tym, w jakich paradoksach żyło się w ówczesnej Polsce, zwłaszcza, że czasy reform wczesnych lat 90. Były niemal doskonałą kontynuacją dawnego „ustroju”. Rzepka-Leszczyński oddał cały rozgardiasz, bałagan, żeby nie napisać burdel, w tak dosadny, w tak cudowny sposób, że brak mi słów, aby to opisać, określić, podsumować Czytając kolejne perypetie Szwejka bawiłem się co nie miara. Dawno żadna książka nie wprawiła mnie w tak dobre samopoczucie. Śmiało mogę napisać, że momentami nie mogłem powstrzymać się od takiego rubasznego śmiechu. Pod tym względem, to istne dzieło sztuki. I wiem, o czym piszę.
Nie dosyć, że Autor świetnie obeznany jest z zawiłościami PRL-u, to jeszcze posiada niemały warsztat literacki. Potrafi tak pięknie łączyć słowa, grać nimi, prowadzić grę skojarzeń, że cały ten bezsens, cały paradoks opisywanej epoki, zdaje się być realnym odwzorowaniem tamtych czasów. Przykład – czy historia przewożenia zwierzęcych wnętrzności, które mają trafić do fabryki mydła, może stanowić przedmiot do śmiechu? Okazuje się, że tak. Jeśli ma się mocno psujący się samochód, Szwejka jako nasz motor napędowy różnych sytuacji oraz całą gamę ludzi nie potrafiących samodzielnie myśleć. A to dopiero początek dodatkowo okraszony suto lejącym się alkoholem. O zgrozo, dzięki tej książce, przypomniałem sobie, jak to w mojej wsi, wiele rzeczy szło załatwić przy pomocy wódki. Pamiętam jak wujek próbował tym trunkiem przekupić cudzych robotników, ażeby tylko podrzucili mu informacje o jakimkolwiek nowym zleceniu na budowę. Przypomniałem sobie, jak to za dwie butelki wódki szło zdobyć rzeczy deficytowe, których w żadnym sklepie uświadczyć nie było można. Pamiętam również, jak ludzie handlowali przy pomocy wódki – traktor za 0,7 litra; cielak za 0,5 itd. Taki świat Barei, ze swymi paradoksami, tyle, że w wersji literackiej.
Książka bardzo mi się podobała, mimo wcześniejszych oporów. Dzięki niej już wiem, że sięgnę również po lekturę Haška, a może i zobaczę film. Swoją drogą, tylko czekać, aż ktoś zekranizuje książkę „Przygody dawnego wojaka Szwejka po wojnach światowych”. To naprawdę świetny materiał na komedię i to wyższych lotów. Gorąco polecam wam tę lekturę, zwłaszcza w te mokre i wietrzne dni końca grudnia. Z pewnością rozgrzeje wasze przemarznięte serca i tym starszym, przyniesie odrobinę nostalgii za dawnymi, słusznie minionymi czasami.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.