Misje zagraniczne to nie tylko te w wykonaniu polskich jednostek specjalnych. Coraz częściej do publicznej informacji dopuszczone zostają relacje z misji, w których brały udział oddziały regularnego wojska. Czy to pod szerszą postacią UNPROFOR czy też wg bardziej szczegółowego podziału jak UNPREDEP w Macedonii, UNCRO w Chorwacji, UNMIBH w Bośni i Hercegowinie. Jako samodzielna grupa operacyjna wraz ze wszystkimi konsekwencjami? Tu już politycy wolą być bardziej ostrożni, więc sygnatura pokojowych działań jest bardzo wygodnym rozwiązaniem.
Irak, kwiecień 2004 roku, to moment kiedy regularne wojsko polskie od dłuższego czasu działało już podczas międzynarodowej operacji stabilizacyjnej na ulicach Kabulu jako samodzielny oddział, którego dowódcą był Grzegorz Kaliciak - autor powyższej pozycji. Misja stabilizacyjna miała opierać się na stopniowym oczyszczaniu miast Iraku z broni po upadku reżimu Saddama Husajna i zapewnieniu szyickiej społeczności bezpieczeństwa względem działań rebeliantów. Ale cóż. Jeśli coś może pójść źle, zwykle tak się dzieje. To w końcu Irak, a napięcia wewnątrzspołeczne przeciągnięte już były ponad krytyczne wartości.
Kwiecień to również czas obchodów święta Aszura, co przełożyło się na około milion pielgrzymów w samej Karbali. Dołóżmy to tego kilka zamachów Al-Kaidy w tym czasie i chaos z tym związany, a na deser zbrojne działania rebeliantów, którym nie podobała się obecność obcych wojsk. W tym czasie Polacy stacjonowali w tzw. City Hall, rozbudowanym budynku dzielącym między sobą funkcje więzienia, posterunku policji i bazy wojska. Nietrudno domyślić się, że byliśmy łatwym i cennym celem. Niestety, wraz z pierwszym starciem, oddziały irackiej policji jak i wojska zdezerterowały pozostawiając Polaków i Bułgarów samym sobie. To właśnie ci odpierali ataki rebeliantów przez kilka kolejnych dni i nocy. To właśnie ci narażali swoje życie, choć w Polsce, przez kolejne cztery lata nikt nie raczył o tym wspomnieć, bądź sprawnie odbijali piłeczkę.
Byli na misji, ale to była misja pokojowa.
Brali udział w atakach rebeliantów ale nie strzelali.
Strzelali, ale nikogo nie zabili.
Zabili, ale w obronie własnej.
Niesamowita opowieść. Mimo trudnych warunków, spisana bardzo rzetelnie. Lekki i prosty język ułatwia dostępność do tematu nie tylko dla fanów militarnych działań. Obrona City Hall to jednak nie wszystko. Tu również pokazany jest dalszy etap "oczyszczania" miast Iraku, choć już z pomocą amerykańskich sił niosących rozmach i spustoszenie. To też czas powrotu polskich żołnierzy do kraju i syndrom PTSD (zespołu stresu pourazowego). To ciągła walka, tam z rebeliantami, tutaj z codziennym rytmem cywilnego życia, do którego nikt nie wyszkolił, nikt nie przygotował. Służba porywa, odciąga, eksploatuje i niestety porzuca.