Stara Słaboniowa, to tytuł nie bez kozery, bo faktycznie kobicinka jest leciwa na tyle, że sama już przestała liczyć lata dawno temu. Akcja dzieje się na przestrzeni około 20 lat, w wiosce "Capówka". Mieszkańcy wiodą, wydawałoby się proste życie, które kręci się wokół gospodarstwa i...plotek ;) Jednak "urozmaicenie", a zarazem ciężką pracę staruszce zapewniają upiory, rodem z Bestiariusza Słowiańskiego. Może przybliżę sylwetkę głównej bohaterki, jaka jest Słaboniowa? Ano Teofila Słaboniowa jest kobietą charakterną, nie patyczkuje się, mówi co myśli. Przez sąsiadów nie darzona zbytnio sympatią, bardziej respektem. Wiedzieli oni bowiem, że mogą na nią liczyć, kiedy wszystkie inne sposoby zawiodą, i korzystają z jej pomocy. Przy tym wszystkim, starowinka raczej nie ocenia ludzi, którzy do niej przychodzą, pomaga jak może. Wie kiedy powiedzieć komuś to, co on pragnąłby usłyszeć, mimo że swoje tam myśli. Żyje sama w sobie, mieszka tylko z kotem. Jest samowystarczalna, ma małe gospodarstwo. Czemu to zawdzięcza sobie złą sławę wśród mieszkańców? Traktują ją jak czarownicę, zielarkę, która ma konszachty z Diabłem, czy mają rację..? Dowiecie się tego z lektury, do której zachęcam. Pozwolę sobie jednak wtrącić stare przysłowie, że we wszystkim jest ziarenko prawdy ;) A Teofila przez dziesiątki lat życia, wiele przeżyła, i nie jedno widziała...Przeszłości ma tutaj duże znaczenie. Umiejętności, jakie posiada, pozwalają jej zobaczyć to, czego nie widzą inni, i tym samym udzielić im pomocy. Nawet jeśli tego nie chcą, nie dopuszczają do siebie możliwości. Aczkolwiek jeśli chcą, to pragną zrobić to po ciuchu, tak by się nic nie wydało. Tym bardziej, że mają oni swoje za uszami, i obecność istot nadprzyrodzonych, ma swoje powody. Mroczne powody. Słaboniowej nikt nie oszuka, już ona dobrze wie, skąd one przychodzą i czego są pokłosiem. Mało tego, tylko ona może coś zaradzić i pozbyć się nieproszonych gości z ziemskiego padołu. Poradzi sobie z wszelkimi demonami, czy to kikimorą, południcą, interakcja, stawić i przepędzić prawdziwą czarownice, czy strzygę (strzygonia w tym wypadku, będącego męską odmianą). Spotyka nawet śmierć. Co więcej, nasza nieustraszona babuleńka potrafi "dogadać się" z samym Złym.
Na pierwszy rzut oka, trzymamy w ręku luźny zbiór opowiadań, ale ewidentnie nic z tych rzeczy, bowiem wszystko jest spójne, przemyślane i wątki splatają się ze sobą, tworząc smakowitą całość. W debiutanckim utworze Łańcuckiej, odnajdziemy grozę (nie zabraknie scen z egzorcyzmów i opętania.), humor (także taki z pieprzykiem) oraz wątki kryminalne, paletę wrażeń dopełnia ostatni rozdział, gdzie robi się smutno. Fajnym zabiegiem, zastosowanym przez autorkę było to, że dowiadujemy się po troszku o tytułowej postaci, czasem tak znienacka natykamy się na epizody z jej życia rozsiane po całej książce. Każdy z bohaterów jest wyrazisty, ma swoją historie i mierzy się z reperkusjami zdarzeń z przeszłości- interakcja z demonami. Mocno ożywiony świat przedstawiony.
Czymś co mocno wyróżnia książkę spośród innych, to niesamowity klimat swojskości. Głównie za sprawą wiejskiej gwary. Nie sprawiała mi żadnego kłopotu, większą część życia wychowywałam się na wsi, więc to znajoma mi fonetyka ;) Wszakże nie tylko dlatego, Łańcucka idealnie odwzorowała mentalność ludzi wiodących proste życie, kierujący się prostym podejściem do życia, na głębokiej wsi, dawno temu. Mam tu na myśli choćby małżeństwa "z rozsądku", głównie dla korzyści materialnych, czy uciszenia plotek. Porusza wiele kwestii, takich jak konflikt pokoleń, i wartości. Dzieci uciekają do miasta, zaniedbując starych, schorowanych rodziców w pogoni za karierą, mamoną. Obrazuje, jak ludzie przeżywają tam starość, jaki mają wówczas światopogląd, jak bardzo boją się szpitali, trzymają własnego domu, i w końcu zmęczeni czekają na śmierć. Sama Teofila ma już dość życia i brak woli walki. Jak wybaczenie przychodzi z czasem, po wielu latach.
Czyta się szybko. Książka dzieli się na 11 rozdziałów, a pomiędzy nimi jest kilka rycin nawiązujących na najbliższego rozdziału. Warto wspomnieć, że autorką jest sama Łańcucka, zajmująca się, nota bene, malarstwem olejnym na co dzień. Gorąco polecam. Zwłaszcza tym, którzy lubią elementy mitologii słowiańskiej, a wspomnienie polskiej wsi budzi miłe skojarzenia. Chcą poczuć się tak, jakby tam byli. Oderwać się od tu i teraz, a przenieść do Capówki i zanurzyć się w magicznej opowieści.