Mira nie należy do dziewczyn, które są grzeczne i posłuszne. Lubi robić wszystko po swojemu i niekoniecznie pyta wtedy Starszyzny o zdanie. W Bractwie Sucinum to właśnie ono jest najważniejsze; dba o to, aby słowiańskie wierzenia nie pozostały zapomniane. Jego adepci walczą z magicae, stworzeniami z podań i legend. Jednak pewnego dnia dochodzi do przestępstwa: zostaje wykradziona najważniejsza tajemnica bractwa, a Mira wraz ze swoim bratem Lutem oraz ukochanym Ghostem rusza w pogoń za złodziejem. W tym celu nasi bohaterowie udadzą się do wielu miejsc, jednak finał tej historii może niejednym Was zaskoczyć… Jaka jest granica między dobrem czy złem? Ile kosztuje spełnienie marzeń? I czy naszym postaciom uda się zrealizować swoje plany?
Przyznam szczerze, że na początku kompletnie nie byłam przekonana do tej historii. Ostatnio na polskim rynku za sprawą „Wiedźmina” mamy prawdziwy wysyp książek o słowiańskiej mitologii, co z jednej strony jest świetne, z drugiej jednak ma w sobie jakiegoś rodzaju schematyczność. Bo wiadomo już, że główna bohaterka (rzadziej bohater) znów będzie walczyła lub poznawała kolejne mityczne stworzenia, klimat zapewne będzie duszny i małomiasteczkowy, a biedna gawiedź będzie takiego osobnika wytykała palcami i podchodziła z dystansem. I tak faktycznie jest do jakiejś połowy książki, później jednak jest całkiem inaczej. I sama nie wiem, czy to lepiej.
Opowieść ta zaskakuje pod wieloma względami. Przede wszystkim widoczna jest brutalność i bezkompromisowość głównej bohaterki. Mira to silna, pewna siebie kobieta, która nie potrzebuje na dobrą sprawę męskiego ramienia do podparcia. Ba, to ona często ratuje z opresji mężczyzn. Jednak nie znaczy to, że nie ma w niej żadnych słabości. Przeciwnie, jest ich bardzo dużo, ale bohaterka skutecznie je ukrywa. I chociaż na początku jej postać mnie irytowała, to stopniowo zyskiwała szacunek i pewnego rodzaju podziw.
Ważnym elementem każdej książki jest jej korekta. I o ile do stylistki nie mogę się przyczepić, tak w interpunkcji coś wyraźnie nie poszło. Nie wiem, czy to wina tylko mojego egzemplarza, ale natknęłam się w nim na naprawdę wiele błędów. Zdania przerywane nagłym przecinkiem, które często bolały w oczy, tak jak np. odpowiedź Miry na słowa jednego bohatera „Nie jestem, kwiatuszkiem”. Myślę, że od razu widać, że przecinek w tym miejscu jest zupełnie zbędny. I rozumiem – wypadki przy pracy się zdarzają, ale gdy ma się pół strony takich „kwiatków”, to naprawdę zaczynam się zastanawiać, co tu się zadziało.
Poza tym jednak przez tę książkę naprawdę szybko się płynie. Sama intryga jest bardzo ciekawa, a świat wykreowany z rozdziału na rozdział odkrywa coraz więcej przed czytelnikiem. Autorka w klarowny i intrygujący sposób przedstawiła cały jego zamysł, jednocześnie nie zasypując wieloma informacjami naraz. Dużym plusem jest także słowniczek niektórych pojęć na końcu książki, który pozwala na rozróżnienie tego, co autorka wymyśliła sama, a co zaczerpnęła z podań i legend. Wyraźny jest także wątek romantyczny, który wnosi coś do historii, a nie jest tylko przerywnikiem między niektórymi scenami. Bardzo podobała mi się jego dojrzałość, a także umiejętność w tworzeniu scen erotycznych, co rzeczą prostą nie jest. W książce znalazło się także miejsce dla kilku przemyśleń filozoficznych, a także wyraźnie zarysowane zostało różne postrzeganie świata przez ludzi.
Camille O’Naill nie bała się poruszać tematów trudnych i kontrowersyjnych, które jednocześnie pokazywały, że pomimo różnic poglądowych nadal można przyjaźnić się z daną osobą.
Książka ta jest barwna i ciekawa, a jej zakończenie zbija z nóg i zostawia czytelnika z jeszcze większą ilością pytań. Nie jest to literatura dla kogoś, kto szuka ambitnej historii; jednak myślę, że mimo to niesie ona ze sobą wiele wartości. Mogę ją polecić, bo po prostu podobała mi się. Dobrze się przy niej bawiłam, a także przyjemnie się ją czytało. Moim zdaniem warto się z nią zapoznać.