Po nieźle zapowiadającym się „Roku w Poziomce”, przyszedł czas na kolejną część serii owocowej, która zresztą miała swoje miejsce w tej wyżej wspomnianej. Pamiętacie chyba Ewę, która w zaledwie trzy miesiące miała znaleźć i wydać bestseller? No i tą właśnie perełką okazało się „Lato w Jagódce”, ostatnio czytana przeze mnie powieść Michalak.
Czytelnik poznaje Gabrysię, młodą kobietę, która krótko po swoim urodzeniu została porzucona na progu obcego domu i odtąd wiedzie życie u boku przyszywanej ciotki Stefanii. I byłoby to dobre życie. Bez opływania w luksusy, ale pełne ciepła i miłości, z wymarzoną pracą zaklinacza koni. I takie w istocie jest, jednak gabrysina miłość kończy się na ciotce Stefanii, bowiem nasza bohaterka nie grzeszy urodą, a na dodatek jedną nogę ma krótszą od drugiej. Wrodzone kalectwo stało się przyczyną wielu niepowodzeń w jej życiu, do momentu, kiedy okazało się, że to dzięki niemu ma szansę na spełnienie swoich marzeń. Pewnego dnia, za sprawą ekipy programu „Z Bestii w Piękność”, Gabrysia w końcu ma szansę na normalne życie. A może nawet na miłość?
Już od pierwszych stron tej uroczo zapowiadającej się powieści, zostałam zbombardowana cukrem i lukrem, którymi ociekała książka. Tak, wiem, zwykle w książkach Katarzyny Michalak mi to nie przeszkadzało, dlatego nie wiem czy wynika to z faktu, iż ta pozycja jest znacznie bardziej słodka od pozostałych, czy obecnie mam przesyt stylu tej autorki. Bądź co bądź naczytałam się trochę jej książek w ostatnim czasie, jednak żadna nie zalała mnie słodką melasą w takim stopniu, jak zrobiło to „Lato w Jagódce”. Sytuację ratowała tak naprawdę tylko niepełnosprawność Gabrieli (choć i to było przedstawione w bardzo niewinny sposób) oraz postać innego z bohaterów – Pawła, który zmagał się z niemożnością mówienia, za sprawą pewnego sekretu z dzieciństwa. Niestety wszelkie wypowiedzi Gabrieli, jakby nie było prawie trzydziestoletniej kobiety, były tak niewiarygodnie dziecinne i irytujące, że wielokrotnie miałam ochotę zatrzasnąć książkę i więcej jej nie otwierać. A i postać innej z bohaterek – Maliny Bogackiej, bezwzględnej pani mecenas, której serce zmiękło w wyniku pewnych wydarzeń, była naciągana i mało prawdopodobna. Że o okolicznościach dołączenia Gabrieli do popularnego programu telewizyjnego nie wspomnę.
Dałam jednak piątkę, a to oznacza, że nie było do końca źle. Jednym z czynników, przemawiających na plus, był typowy dla Michalak styl pisania, który jak zwykle sprawił, że książkę pochłonęłam w kilka godzin. A raczej pochłonęłabym, gdyby nie to, że musiałam ją co jakiś czas okładać, aby się zwyczajnie nie zasłodzić. Dużym plusem „Lata w Jagódce” jest kreacja dwóch bohaterów – wspomnianego już Pawła, mężczyzny, do którego ciężko nie poczuć sympatii oraz małego Alka, którego losy niby przypadkowo splotły się z życiem głównych bohaterów.
Tym, którzy nie poznali jeszcze twórczości Katarzyny Michalak, zdecydowanie odradzam rozpoczęcie znajomości od tej pozycji. Faktem jednak jest, że „Lato w Jagódce” zbiera dość wysokie oceny, dlatego całkiem możliwe, że to tylko moje prywatne marudzenie. Być może zasłodziłam się tą cukierkową prozą pani Kasi Michalak, ale "Lato w Jagódce" jak dotąd podobało mi się najmniej. Może gdybym przeczytała za jakiś czas, inaczej bym odebrała, ale na tę chwilę było niestety za słodko i zbyt irytująco. Nie polecam i nie odradzam, wybór pozostawiam Wam.