Nie spodziewałam się euforii po przeczytaniu kolejnej książki Sally Hepworth, co nie znaczy że miałam ochotę na historię, w której nagromadzone wątki będą wypłaszczone. Tematyka ciekawa i podobnie jak w "To,co nam zostaje" jej realizacja jest przeciętna. Przedstawienie w ujęciu pokoleniowym środowiska położnych wraz z rodzinnymi tajemnicami i codziennymi niedomówieniami wypada tutaj dość miałko. Miło by było przeczytać historię o mocnych podstawach, dobrze rozbudowaną, a nie tylko skakanie po epizodach, które choćby nie wiem jak tragicznie mogły się okazać, w finale przybierają zawsze różowy kolor.
W "Słodkich sekretach" narracja należy naprzemiennie do babki, matki i córki, co daje wgląd w myśli i odczucia bohaterek. To, że możemy poznać ich przemyślenia bezpośrednio od każdej z nich ułatwia czytelnikowi budowanie własnych odczuć względem sytuacji. Minusem w tym wypadku będzie to, iż bardzo szybko zorientujemy się w skrywanych tajemnicach oraz rozpoznamy motywy ich postępowania, pomimo iż są artykułowane na przykład na zasadzie fragmentów wspomnień babki Floss. Czy Autorka pisze na tyle sugestywne by zobaczyć od razu w tym coś więcej, czy są to jednak braki w kreowaniu zaskakujących sytuacji i umiejętnego wodzenia czytelnika za nos?
Powieść ma przewidywalny przebieg, a tajemnice, które skrywa każda z kobiet - w moich oczach - nie podnoszą szczególnie jej walorów. Ostateczne przedstawienie ich przez każdą z pań nie wzbudza już większych emocji. Floss, Grace i Nevę łączy rodzinna bliskość, wykonywany zawód i właśnie tajemnice. I to jedno zdanie może już posłużyć jako relacja z książki, w której nie wydarzy się nic odkrywczego, ani zaskakującego. Niestety, po "Słodkich sekretach" nie można spodziewać się drastycznych zawirowań w życiu żadnej z kobiet, choć każda dysponuje niemałym doświadczeniem. Ckliwe obrazki jakie prezentuje nam pisarka mało przystają do rzeczywistości. A najbardziej spłycony watek, to ten dotyczący wysuniętego oskarżenie pod adresem Grace jakoby nie dopilnowała wszelkich czynności jako położna i nie zagwarantowała bezpieczeństwa matce i nowo narodzonemu dziecku. Sytuacja została potraktowana bardziej jako dołożenie niepowodzeń na drodze Grace-matki, żeby nie ingerowała na tym etapie w życie córki, niż ukazanie realiów takiego dochodzenia. Co też mocno zauważalne w treści postacie męskie są potraktowane albo jako przykładne dranie, egoiści, brutale, alkoholicy albo słodkie ciapy podchodzące do rozwoju wypadków jak superbohaterowie o psychice idealnie dopasowującej się do kobiecych oczekiwań. Bardziej ludzkie oblicze mają kobiety, czy to w postaci bohaterek pierwszoplanowych czy drugoplanowych, epizodycznych.
Uważam, ze to co najlepiej zostało zaprezentowane to kwestie dotyczące zasad położnictwa, opieki nad ciężarną oraz opisy przebiegu porodu, odmalowanie trudu wkładanego i przez rodzącą, i wykwalifikowaną, skupioną na potrzebach zarówno rodzącej jaki noworodka położną. Również dobrze uchwycone relacje między starszym, a najmłodszym pokoleniem, co daje poczucie realizmu w tej bajkowej konfabulacji. Bo czyż nie jest tak, że lepsze kontakty przypadają w udziale dziadkom i wnukom, podczas gdy nieporozumienia z rodzicami przybierają niejednokrotnie długotrwałe niekorzystne konsekwencje. Być może w tych momentach, gdy mamy do czynienia z opowieścią przedstawianą przez Floss i Nevę niejedna czytelnicza zdoła odnaleźć podobieństwa do relacji, jakie łączyły ją z własną babcią. Taki nostalgiczny punkcik, raczej na plus.
Co jest największym problemem literatury obyczajowej jaki odkryłam w ostatnich latach? To, że autorki zaczęły uprawiać grę w prześciganie się w liczbie poruszanych motywów w ramach jednej fabuły. W tym świetle Sally Hepworth nie jest żadnym wyjątkiem. Jej "Sekrety" poruszają takie kwestie jak macierzyństwo, a przede wszystkim magia narodzin, homoseksualizm, biologia, a przysposabianie dzieci, przemoc domowa i chorobliwe sprawowanie kontroli nad drugim człowiekiem, ukrywanie prawdy bez względu czy dotyczy błahych czy istotnych kwestii. Można rzec, że to plejada gwiazd, jeśli chodzi o tworzenie dramatycznych treści. Jednakże "Słodkie sekrety" nie układają się w dramat a przeciętną obyczajówkę, której treść nie zapadnie na długo w pamięci. Za dużo tego jak na jedna powieść, co w konsekwencji daje uczucie znużenia, a w dodatku na koniec wszystko przyobleka się w kokon ckliwości, gdzie możemy zaobserwować jak wielopokoleniowa rodzina tworzy przeszczęśliwy organizm. W ten sposób tworzy się obyczajową papkę, historie często podobne jedna do drugiej, ale to i tak nie przeszkoda by wydawać takich więcej, bo i popyt na lekkie w przekazie, a też lekko oderwane od rzeczywistości powieści zawsze się znajdzie.