Kiedy tylko zobaczyłam tę książkę, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Ale kiedy już to zrobiłam, myślę, że mogłam jednak tego nie robić.
Minęło osiemnaście miesięcy od momentu, w którym na szkołę dla dziewcząt Raxter nałożono kwarantannę i na zawsze zmieniło się życie Hetty. Zaczęło się jednak powoli. Początkowo las stawał się jakby dzikszy, bardziej niebezpieczny. Następnie zaczęli umierać nauczyciele. Później jednak choroba zaatakowała uczennice. Jednak ich nie zabiła, a zmieniła i oszpeciła ich ciała. Wszyscy czekają na lekarstwo na Tox i nie opuszczają bezpiecznego terenu szkoły. Ale kiedy znika przyjaciółka Hetty, postanawia ona złamać kwarantannę...
Tym razem zacznę od pozytywów. Jest nim zdecydowanie okładka. Jaka ona jest cudowna! Wciąż jestem nią oczarowana tak samo gdy w momencie, w którym zobaczyłam ją po raz pierwszy. (Dalsze odgłosy ochów i achów).
Inny plus? Książka mnie od razu wciągnęła. Nietypowa fabuła od samego początku zaciekawiła mnie na maxa i zostało tak aż do momentu skończenia przeze mnie czytania. Wciąż zastanawiałam się: co wydarzy się dalej? Skąd wziął się Tox? Dlaczego zmienia ciała każdej z osób w inny sposób? Książka po prostu ma w sobie to coś, co wciąga czytelnika. I z tego powodu nie od razu zaczęłam zauważać jej minusów.
Najbardziej w książkach nie lubię, kiedy autorzy nie zamykają wielu wątków, co sztucznie napędza sprzedaż kolejnych tomów. W ten sposób potraktowała czytelników autorka tej książki. Zakończenie, którym nas raczy, wręcz potwierdza kolejne tomy. Trochę mi z tego powodu szkoda, bo książka w takich klimatach jak „Toxyczne dziewczyny” bardziej pasuje mi na jednotomówkę. Byłoby bardziej ekscytująco. Wracając – nie zostawia się tylu otwartych wątków. Praktycznie NIC nie zostało poprowadzone do końca. (Dalsze odgłosy złości i piany z ust).
Jednak najbardziej po oczach bije niedopracowanie „Toxycznych dziewczyn”. Na brak należytej uwagi może narzekać wszystko, od relacji między bohaterami, przez samych bohaterów, po luki w fabule czy na niedokończeniu wątków kończąc. Jeju, tak niedopracowanej książki dawno nie czytałam. Bo jak inaczej nazwać to, że w jednym momencie dwie obce dla siebie osoby rozmawiają, a w drugim już rzucają się na siebie i całują? Przydałby się chociaż minimalny rozwój relacji między nimi, bo tak to była dla mnie lekka przesada.
Innym przykładem niedopracowania są bohaterowie. Mimo, że jest ich wielu to praktycznie nic o nich nie wiemy. Ani o tym, jacy są teraz, ani o tym, jacy byli przedtem. Bo moim zdaniem, to, że były zwykłymi uczennicami, a teraz nie, to trochę mało. Pojawiają się tylko ogólniki o postaciach. Jakbym miała napisać charakterystykę któregokolwiek z bohaterów, nawet tych głównych, to nie wiem, czy dałabym radę. Brakowało mi też dokładniejszego opisania motywów bohaterów. Dlaczego podjęli taką, a nie inną decyzję. Czasem trudno było mi zrozumieć intencje postaci. Ich decyzje wydawały mi się albo głupie, albo irracjonalne.
Niedopracowana jest też sama fabuła. Nie ma bardziej zaskakujących zwrotów akcji, ale to akurat można wybaczyć, w końcu nie jest to kryminał. Ale trudno zrozumieć to, że autorka szła po najmniejszej linii oporu przy wymyślaniu kolejnych powodów do popchnięcia dalej fabuły. A to ktoś zapomniał zamknąć bramy, a to wspomniany przeze mnie wcześniej pocałunek. Najdłużej jednak będę wspominać akcję z prochem, bo autorka pod koniec książki ni stąd, ni zowąd przypomniała sobie, że jest on trujący dla osób zarażonych Toxem. Wystarczyło wspomnieć o tym wcześniej i od razu wyszłoby bardziej wiarygodnie, ale nie, po co, przecież wszyscy to kupią.
Dobra, już kończę. No więc pomysł dobry, ale wykonanie nie takie. Nie zalecam, a nawet odradzam.