W pierwszym tomie potrzebowałam czasu, aby wczuć się w bohaterów i czytaną historię. Autorka pomieszała różne wierzenia i mitologie, tworząc magiczny świat nieśmiertelnych: bogów, aniołów, demonów, dżinów. Świat ten istnieje tuż obok naszego - ludzkiego. Przeplata się z nim, styka się. Choć początkowo miałam pewne problemy, kiedy już wciągnęłam się w opowieść, ciężko mi było się od niej oderwać. Zakończenie wycisnęło mnie jak gąbkę. Łzy płynęły po policzkach, a ja czułam, że jest to właśnie to, co lubię najbardziej – powieść pełne emocji. Nie było wątpliwości, że gdy tylko pojawi się kontynuacja, na pewno zapragnę mieć ją w swoim rękach.
Pierścień Ognia to drugi tom Kronik Atlantydy. Po wydarzeniach z pierwszego tomu, Azrael chce trzymać się z daleka od Nefertari. O to też prosi go jej brat, Malachi, gdyż uważa, że kobieta będzie przez niego tylko cierpieć, a dodatkowo znajdzie się w dużym niebezpieczeństwie. Choć początkowo Anioł robi wszystko, by spełnić dane słowo, szybko musi zweryfikować swoje plany. Nieśmiertelni chcą wysłać Taris na kolejne poszukiwania, a to stawia ją w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Jeżeli Azrael chce się o nią zatroszczyć, musi przy niej być.
Drugi tom kupił mnie od pierwszych stron. Książka zaczyna się tam, gdzie skończyła się jej poprzedniczka, także mamy bezpośrednią kontynuację wydarzeń. Bardzo mi się podobało, że mogłam towarzyszyć Nefertari w trudnych dla niej chwilach, ale również Azraelowi, bo jednak dla niego kobieta bardzo wiele znaczy i trzymanie się od niej z daleka wcale nie sprawia mu przyjemności. Tym bardziej, że żeby faktycznie spełnić prośbę Malachiego, musi ją skrzywdzić. Czytałam już opinię, że czytelnikom nie podobało się zachowanie Anioła w tej części. Nie będę wprawdzie mówić, że w pełni rozumiem jego zachowanie, ale jednak został postawiony w dość trudnej sytuacji. Z jednej strony chciałby być przy Taris, opiekować się nią, spędzać z nią czas, a z drugiej strony ma świadomość, że ich relacja nie ma przyszłości i że prędzej czy później ją skrzywdzi. Z jednej strony trzymałby ją przy sobie mimo wszystko, z drugiej zdaje sobie sprawę, że w ten sposób narazi ją na niebezpieczeństwo. Został postawiony przed trudnymi wyborami.
Nefertari zresztą wcale nie jest lepsza. Została przez niego mocno skrzywdzona, więc doskonale rozumiem jej ostrożność i brak zaufania względem Anioła. Dodatkowo dowiedziała się też o jego miłości, którą zostawił na Atlantydzie i że pragnie do niej wrócić. Chce trzymać się od niego z daleka, gdyż ma świadomość, że w sercu Azraela mieszka ktoś inny, a ona miałaby być tylko tymczasowym pocieszeniem. Jestem w stanie zrozumieć uczucia, które nią targają, ale strasznie męczyło mnie przypominanie na okrągło, dlaczego nie może z nim być. Ciągłe powtarzanie: „nie mogę, bo ona tam na niego czeka”, było dość irytujące. Wystarczyłoby raz, może dwa, a nie przy każdym spotkaniu z Azraelem.
Mimo powyższych niedogodności świetnie bawiłam się przy tej powieści. Tak, jak w pierwszym tomie, mamy do rozwiązania zagadkę. Nasi bohaterowie pomału odkrywają kolejne wskazówki, by w końcu dotrzeć do celu. Dodatkowo ktoś stale ich atakuje i próbuje pokrzyżować plany. Oczywiście nie mają pojęcia, kto to jest, ale jak to zwykle w takich przypadkach bywa – zaczynają podejrzewać każdego. Ciężko komukolwiek zaufać. Bohaterowie starają się więc trzymać w swoim wąskim gronie, ale czy to wystarczy?
Zakończenie ponownie wycisnęło ze mnie wodospady łez. Naprawdę uwielbiam takie książki, przy których mogę się wypłakać. Lub uśmiać. Śmiać też się bardzo lubię. Marah Woolf dała nam emocje, a za coś takiego zawsze szanuję autora. Jednakże… po tych łzach dostałam od pani Woolf w policzek. Dość skomplikowaną sytuację rozwiązała w sposób, który podobał mi się najmniej. Naprawdę nie wiem, czy mogła to przeprowadzić gorzej. Aktualnie jestem dość mocno zaniepokojona dalszym rozwojem tej powieści. Podejrzewam, że autorka ma pomysł i że to, co zrobiła, będzie miało znaczenie w przyszłości, a mimo to nie mogę pozbyć się wrażenia, że to był bardzo zły pomysł.
Trochę ponarzekałam, więc podkreślę jeszcze raz, że bardzo dobrze bawiłam się przy Pierścieniu Ognia i nawet jeżeli nie wszystko mi się podobało, wcale nie znaczy, że książka była zła lub słaba. Po kontynuację oczywiście również sięgnę, chociażby po to, by przekonać się, co tam autorka wymyśliła i jak rozwiążę problem, który sama sobie zrobiła przy zakończeniu.