Z Piotrem Borlikiem jestem od początku, to znaczy od pierwszej wydanej książki, która wtedy ogromnie mnie zachwyciła, mimo że była absolutnie, okrutnie, okropnie brutalna i za to pokochałam pióro autora. I tak po raz kolejny wpadłam w te same sidła i złapałam za "Skłam, że mnie kochasz". Czy było warto? Czy Autor się rozwija, a może wręcz przeciwnie? Już opowiadam!
Przede wszystkim, zanim pomkniecie przez moje słowa dalej chciałam zaznaczyć, że to drugi tom serii i choć zapewne nie byłoby problemu gdybyście czytali w kolejności odwrotnej, to nie chciałabym komuś spojlerować więc od razu uczciwie wspominam o tym, że ta część jest powiązana z poprzednią, czyli z "Zapłacz dla mnie".
Jak już jesteśmy przy tym, że to seria, to przypomnę tym, którzy czytali pierwszą część, a wspomnę nowym czytelnikom, być może przyszłym również, że główne skrzypce gra tutaj Jakub Ramon. Był policjantem, a teraz jest wolnym strzelcem z mafią za plecami. Ale, jak na dobry kryminał przystało i tym razem wszystko zaczyna się od trupa. Tylko tym razem jest nieco dziwniej, bo trup znika, zanim służby dotrą na miejsce. Mogę wspomnieć, nie zdradzając fabuły, że to właśnie Jakub Ramon się go pozbywa i przy tym wszystkim ma ogromne wyrzuty sumienia, bo jego młodsza wersja, Maciej, policjant zostaje obwiniony za to, że zwłoki zniknęły. Tylko czy słusznie Jakub dostrzega w nim osobę, która jest na najlepszej drodze do popełnienia jego błędów? No i czy postara się go uchronić i sprawić, aby nauczył się na jego błędach? To już musicie sprawdzić sami!
Uwielbiam kryminały i powtarzam to niezmiennie. Jednak czuję również coraz częściej, że coś się w fabule powtarza, coś jest "zgapione" z innego autora i jakoś tak mam wtedy lekkie pretensje. Tutaj jednak tego efektu nie ma, ale to przecież z góry nie świadczy o tym, że książka jest dobra, prawda? Natomiast jest to ogromna zaleta, przynajmniej dla mnie. Mamy ciekawą zagadkę kryminalną, dosłownie czytelnik ma tyle myśli jednocześnie, dylematów emocjonalnych, etycznych, że bardzo łatwo zostaje przez Autora zakręcony i dzięki temu niejednokrotnie zaskoczony.
Jeśli chodzi o samą akcję, to u Borlika to typowe, że ma bardzo dziwne tempo. Niby mknie bardzo szybko, ale jednak jest czas, aby się zagłębić w bohaterów, nie dysząc wręcz ciężko w poszukiwaniu wytchnienia. Mimo to, napięcie jest wyrównane, ale cały czas utrzymywane. Nie da się nudzić w trakcie czytania, zwyczajnie nie ma na to czasu.
Bohaterowie również się dość specyficzni. Zarówno Jakub, jak i jego młodsza wersja, Maciej są takimi osobami, które ciężko darzyć sympatią, ale wydaje mi się, że taki właśnie był zamysł Autora. Nie jest im lekko, a jednak nie czuje się wobec nich współczucia. I kobieta... tak, kobieta, która dosłownie, obsesyjnie pragnie by ktoś wyznał jej miłość, nawet jeśli to będzie kłamstwo. Nawiązanie do tytułu, albo odwrotnie, tytuł nawiązuje do treści - ode mnie plus! Ale o co z tą kobietą chodzi, doczytajcie sami!
Zatem, czy polecam? Tak, zwłaszcza osobom, które uwielbiają kryminały, tak jak ja. Nie zawiedziecie się. Ta książka sprawi, że uwierzycie w to, że złamać można każdego.
Wydawnictwu Prószyński i S-ka bardzo dziękuję za egzemplarz!