Prawdopodobnie niemal każdy słyszał o Norze Roberts, najbardziej znanej w świecie amerykańskiej pisarce. To niekwestionowana królowa romansów i kobiecej literatury. Jest niewyobrażalnie płodną twórczynią. Na swoim koncie posiada ponad 200 romantycznych powieści. Pod pseudonimem J.D. Robb pisze również bestsellerowe kryminały futurystyczne. Łączny nakład jej powieści to ponad 400 milionów egzemplarzy. Osobiście jestem wielką miłośniczką tej autorki, dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po „Siły ciemności”, najnowszą pozycje Roberts, zarazem pierwszą częścią bestsellerowego cyklu o rodzinie O'Dwyer. Jakie tytułowe moce kryją się w tej książce? Najpierw pokrótce nakreślę fabułę.
Irlandia. Zima 1263 rok. Sorcha-Czarownica Ciemności o niezwykle potężnej mocy, desperacko próbuje pokonać Cabhana, okrutnie niebezpiecznego czarnoksiężnika, którego moc i zamiary są mroczniejsze niż zimowa noc. Poprzez różne czary i zaklęcia kobieta próbuje chronić siebie oraz trójkę swoich dzieci przez atakiem wroga pragnącego jej ciała, duszy i magii. W końcu zastawia na niego pułapkę poświęcając przy tym własne życie:
,,Wyciągnęła ręce.
– Wraz z krwią i łzami żegnamy się z lękami. – Machnęła dłonią nad kotłem, którego zawartość zaczęła bulgotać. – Szczypty soli trzy, by zaryglować drzwi. Ziele sczepi, jagoda oślepi. Dzieci moje, których on nie zobaczy, będą żyły bezpieczne i wolne od rozpaczy. Śliczne płatki z nienawistną duszą pięknym zapachem ofiarę skuszą. Gotujcie się w ogniu i dymie, niech od tego naparu Cabhan zginie. Gdy stawi się na me wezwanie, niech tak się stanie’’.
Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem. Jakaś część złego czarnoksiężnika przetrwała i poprzysięga zemstę na przyszłych pokoleniach zrodzonych z krwi trójki dzieci Sorchy.
Mija 750 lat. Poznajmy Ionę Sheehan ze Stanów. Dziewczyna od dziecka ma wrażenie, że nigdzie w pełni nie pasuje, nie przynależy do nikogo. Rodzice zawsze odnosili się do niej chłodno i z dystansem. Jedynie babcia ze strony matki kocha ją bezgranicznie i pewnego dnia zdradza wnuczce, gdzie znaleźć upragnione szczęście, bliskość i akceptacje. Okazuje się, że w Hrabstwie Mayo, w Irlandii mieszka kuzynostwo: Branna i Conner O’Dwyer, którzy zapraszają ją do swojego domu i życia. Iona chętnie korzysta z tego zaproszenia. Wreszcie czuje, że znalazła swój prawdziwy dom i satysfakcjonującą pracę w lokalnej stadninie Boyle’a McGratha. Ale istnieje jeszcze jedna niezwykle ważna kwestia. Sheehan dowiaduje się od swojej babci, że jest pradawną potomkinią potężnej Czarownicy Ciemności obdarzoną nadnaturalną mocą, podobnie jak dwójka jej kuzynów. Dlatego teraz muszą wspólnie połączyć swoje siły, aby pilnie położyć kres władcy ciemności, który zbliża się wielkimi krokami dokończyć rozpoczęty przed laty pojedynek. Jak to się wszystko dalej potoczy? Czy główna bohaterka odnajdzie swoje przeznaczenie?
Wiązałam ogromne nadzieje z tą książką, lecz jestem rozczarowana. Dotychczas wszystkie powieści Nory Roberts podobały mi się w mniejszym, bądź większym stopniu. Tym razem poczułam zawód. Początkowo fabuła zapowiadała się niezwykle obiecująco, lecz wraz z rozwojem wydarzeń wkradła się nuda, pospolitość i swego rodzaju nieudolność. Miałam wrażenie jakby ktoś podszył się pod autorkę. To zupełnie nie jej styl pisania. Co prawda język i warsztat pisarski jest bez zarzutu, lecz pozostałe aspekty budzą wiele wątpliwości. Szczególnie mam żal za niedopracowaną kreacje główniej bohaterki. Praktycznie nic nie wiemy na temat jej przeszłości, rodziny, poprzednich związków, a nawet tego, ile ma lat. Zabrakło mi także scenki, w której Iona dowiaduje się, że jest czarownicą i posiada w sobie drzemiące moce. W jakimś minimalnym stopniu sympatyzowałam z nią i z jej miłością do koni, ale z drugiej strony strasznie irytowało mnie jej gadulstwo, bezpośredniość i brak taktu. Pozostałe postacie również wypadają dziwnie blado i mało przekonywająco. Absolutnie nie widziałam u ich żadnego postępu ani rozwoju. Jedynie właściciel stadniny wyróżniał się nieco swoją osobowością. Niestety jego związek z Ioną zamiast ekscytować wzbudzał raczej obojętność. Zabrakło po prostu "chemii " i wszystkich pojęć z nią związanych.
Irlandia to piękny i magiczny kraj. Kojarzy się przede wszystkim z górami, wrzosowiskami i posępną pogodą. Miałam nadzieje, że Nora Roberts pokaże to miejsce w pełniej krasie. Jednak moje oczekiwania legły w gruzach. Ten element autorka potraktowała bardzo pobieżnie i lakonicznie. Szkoda, wielka szkoda. Kolejna rzecz, jaka mnie zaintrygowała, jednocześnie wzbudziła swego rodzaju konsternacje to nietypowe moce czarownic i czarowników. Z upodobaniem obserwowałam, jak współpracowali z siłami natury przygotowując się do pokonania zła. Pomimo tego opisom inkantacji czarów i zaklęć brakowało jakiegoś większego polotu i finezji. Także przez większość czasu akcja wlokła się niemiłosiernie, by w rezultacie doprowadzić do nieciekawego zakończenia. Aż trudno mi uwierzyć, że to dzieło Nory Roberts.
Czy polecam tę książkę? Tak, ale na własną odpowiedzialność. To stosunkowo interesująca historia o magii, czarownikach i odwiecznej walce ze złem. Znajdziesz tu szczyptę romansu, zmysłowości, humoru, jak również czary i zaklęcia. Ponadto zrozumiesz, że w rodzinie i przyjaciołach tkwi prawdziwa siła napędzająca. Zapraszam zainteresowanych. Może akurat Wam przypadnie do gustu bardziej niż mnie.