W moich dość zamierzchłych czasach licealnych pisało się wiersze lub opowiadania do szuflady. Były to z reguły jakieś grafomańskie próby, które najczęściej czekał proces biodegradacji. W najlepszym przypadku (przy dużym, słownym dopingu polonistki) trafiały one na jakiś podrzędny, gminny konkurs, w którym główną nagrodą była „wejściówka” na delikatnie mówiąc nudny wieczorek poetycki, a nagrodą pocieszenia zestaw kolorowych długopisów. Zdopingowani tak wartościowymi łupami, przestawaliśmy na dobre obcować z piórem, by nie narażać się na pośmiewisko rówieśników. Na całe szczęście wśród tej bandy młodych twórców zdarzają się perełki, takie jak Dorota Masłowska. Jej debiut pisarski zamiast na stos makulatury trafił na półki księgarń i bibliotek w postaci książki „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”. A potem rozległy się peany na cześć młodziutkiej autorki. Krytycy, pisarze i ludzie show biznesu wyrażali swoje uznanie i podziw nad talentem debiutującej pisarki. Jak myślicie dlaczego?
Trzeba przyznać, że w tym chwaleniu było trochę komercji. Masłowska wyszła z ukrycia niosąc ze sobą zupełnie nowe spojrzenie prozatorskie. Kobieta stylizująca powieść na mowę dresiarza? Tego jeszcze nie było. Kiedy Marcin Świetlicki powiedział, że „[…] warto było żyć 40 lat, by wreszcie coś tak interesującego przeczytać”, krytyka zamarła. Czy ten monolog (miejscami dialog) Silnego przerywany licznymi zwrotami akcji jest rzeczywiście tak genialny?
Chwała Bogu, że głównym bohaterem tej książki jest Andrzej Robakoski, znany jako Silny. To jedna z tych postaci, obok których nie da się przejść obojętnie. Jego cięte riposty wzięte wprost z osiedlowego, dresiarskiego towarzystwa są cudne. Sam język tej powieści byłby jednak niczym, gdyby nie kolejne przygody Silnego z płcią przeciwną. Poznajemy go w trudnym i zarazem groteskowym momencie. Oto Arleta przekazuje mu wiadomość, że jego dziewczyna Magda z nim zrywa. Ta informacja powoduje skrajne emocje, których Silny nie potrafi się pozbyć niemal do końca powieści. W swoim dresiarskim sercu ma jeszcze nieco miłości do Magdy, ale jej kolejne wybryki przepełniają Andrzeja nienawiścią. A jakie jest najlepsze lekarstwo na złamane serce? Druga kobieta, a potem trzecia, czwarta i piąta. Każda inna, wszystkie dziwne. Cnotki, dziewice, gotki, wariatki – wokół nich kręci się powieściowe życie Silnego. Do tego dochodzą bliskie spotkania z policjantem, śmierć Suni i oczywiście tytułowa wojna polsko-ruska, a właściwie spektakularnie obchodzony Dzień Bez Ruska. Krótko mówiąc: cuda na kiju. I może nawet nie byłoby nic dziwnego w tym zapisie przeżyć Silnego, gdyby nie pewien zaskakujący pomysł autorki. Silny i jego kolega trafiają na policję, by złożyć zeznania. Tam czeka na nich protokolantka Masłowska. To spotkanie jest chyba w tej powieści najciekawsze. Nie wiadomo, czy to Masłowska przesłuchuje Silnego, czy Silny Masłowską. Obie strony wymieniają się pytaniami i odpowiedziami. Dzięki takiemu zabiegowi, czytelnik ma autorkę niemal na wyciągnięcie ręki. Wszystko to budzi jednak mały niepokój u Silnego, o którym protokolantka wie podejrzanie zbyt dużo. Czyżby był tylko wykreowany w papierowym świecie? Jak skończy się tak dziwna relacja autorki i bohatera? Przeczytajcie sami.
Kiedy w 2002 roku Dorota Masłowska wydawała „Wojnę polsko-ruską…”, to rzeczywiście było coś wyjątkowego. Ba, nawet dziś wśród tego powieściowego potoku młodej prozy trudno znaleźć książkę porównywalną do tej. Pod postacią Silnego kryje się znakomita satyra na otaczająca nas rzeczywistość. Młodzież pozbawiona ambicji i szans na przyszłość preferuje frywolny styl życia opatrzony dodatkową dawką „czasoumilaczy”. Do tego stara jak świat relacja damsko-męska przedstawiona z perspektywy zranionego dresiarza, nadaje fabule rys nowoczesności. Nie brak tu ironii i znanych stereotypów, choćby tych związanych z zasadnością polskich służb mundurowych. Wszystko to ujęte na 207 stronach powieści, czyni z niej monumentalne dzieło współczesności, którego nawet nie trzeba specjalnie polecać. Zostawiam Was zatem z tymi przemyśleniami, a sama ruszam na poszukiwania kolejnej książki Masłowskiej, czyli „Pawia królowej”. Bardziej opornym polecam chociaż film „Wojna polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego z (w moim przekonaniu) rolą życia niezbyt utalentowanego, acz urokliwego Borysa Szyca.