Magdalena Kubasiewicz w swoim literackim debiucie z nastoletnią fantazją, beztroską i bezkompromisowością połączyła pełen magii średniowieczny Kraków ze współczesną rzeczywistością. Wrażenie wtedy zrobiła nie tylko odwaga w przeplataniu rozbieżnych elementów, ale przede wszystkim widoczny progres w pisarskim warsztacie. Teraz autorka z łatwością tworzy urokliwy klimat, a dwa oderwane od siebie światy przeplata z niezwykłą subtelnością.
Młody mężczyzna przybywa do znajdującego się gdzieś na uboczu cywilizacji Azylu, by na własną rękę rozpocząć poszukiwania zaginionej przed laty siostry. Do tego na pozór zupełnie normalnego miejsca przywiodło go zdjęcie znalezione przez policję przy zwłokach młodej dziewczyny. Wszystko wskazuje na to, że nieboszczka wyłowiona z okolicznej rzeki musiała znać jego siostrę. Jak to już bywa we wsiach na zupełnym odludziu, na których widok cywilizacja i dostęp do Internetu odwracają się na pięcie, ludzie są tajemniczy, nieprzyjemni i niechętni wobec obcych. Zamiast pomóc w poszukiwaniach lub przynajmniej ich nie utrudniać, snują oni jedynie swoje baśniowe opowieści, doskonale zdając sobie sprawę, że dla chłopaka będą one zupełnie pozbawione znaczenia, a nawet irytujące. Miasteczko głęboko w swoich trzewiach skrywa znacznie więcej niż tylko tajemnice zaginionych ludzi i niewyjaśnionych zgonów. Chłopak czuje, że odpowiedzi znajdują się na wyciągnięcie ręki, nadal jednak pozostają frustrująco niedostępne. Rzeczywistość w tym czasie uchyla mu zupełnie inne oblicze.
Piotr jest bohaterem, którego początkowo trudno polubić. Trafia on do odludnej miejscowości, gdzie czas płynie w zupełnie innym tempie, a opowieści z pogranicza baśni i ludowych wierzeń stanowią ważny element lokalnej tożsamości. Ma się go ochotę pstryknąć w ucho, bo zamiast uganiać się po krzakach i tatarakach w poszukiwaniu dusiołków, skrzatów, nimf i rusałek, ten beznadziejny przypadek bez przerwy pragnie wracać do zalanego betonem miasta. Jego zalepione smogiem płuca nie chcą nawet oddychać świeżym powietrzem przepełnionym aromatem fantastycznych opowieści. Nic więc dziwnego, że miejscowi mają ochotę go po prostu wykopać. Z czasem jednak można zacząć mu współczuć i nawet trzymać za niego kciuki. Nie jest to jednak bohater, któremu uda skraść czyjekolwiek serca.
Sytuacja, w którą wpada ten pozbawiony romantyzmu ponurak, nie należy do specjalnie odkrywczych. Ile już mieliśmy bowiem takich historii? Bohater poszukujący zaginionej duszyczki (najczęściej bardzo mu bliskiej) trafia do miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc, elektryczność w kablach zawraca, a w powietrzu zamiast Wi-Fi rozchodzi się aromat chowanych po kątach gnijących sekretów. Miejscowi natomiast mają w sobie sekciarski urok, patrzą na przyjezdnych nieprzyjemnym wzrokiem, unikają niczym trędowatych, a na ich twarzach rysują się zmęczenie, wrogość i grzechy ciężkie. Bohater im dłużej tam siedzi, tym bardziej lęka się o swoje zdrowie psychiczne, a koniec końców gdzieś w piwnicach czy stodole zawsze znajdzie się jakiś trup w worku. Pod tym względem Gdzie śpiewają diabły nie zaskakuje. Książka idealnie wpisuje się w tę konwencję. Mieszkańcy Azylu na każdym kroku zachowują się, jakby mieli nierówno pod sufitem, poszukiwania zaczynają powoli zamieniać się w akt desperacji, a sam bohater konsekwentnie turla się w kierunku postradania zmysłów. Klasyczne miejsce, sytuacja i większość postaci. Wbrew pozorom Kubasiewicz wcale nie zaczęła twardo stąpać po ziemi. Jej atutem jest magiczna otoczka i małomiasteczkowy klimat, w którym mimo wszystko przyjemnie jest się zanurzyć… pod warunkiem, że nie jest się głównym bohaterem.
Autorka przenosi nas do miejsca zawieszonego między rzeczywistością a baśnią. Nie stawia ona jednak Starej Szafy gdzieś na polanie pod wielkim dębem. Nie gwarantuje podróży do fantastycznego świata. Wszystko osnute jest aurą niedopowiedzeń. Kubasiewicz nieustannie podtrzymuje wątpliwości co do tego, czy pozostałości magii rzeczywiście tlą się gdzieś na uboczu świata, czy może mieszkańcy tak bardzo pragną w nią wierzyć, że staję się ona prawdziwa jedynie dla nich. W Gdzie śpiewają diabły fantastyczne zjawiska nie przybierają namacalnej formy jak w przypadku klasycznego urban fantasy. Piotr nie spotka jednorożca hasającego po polanie, magiczna wróżka nie zaoferuje mu pakietu trzech niepowtarzalnych życzeń, a okazja na podrapanie wilkołaka za uchem nie nadejdzie. W Azylu niezwykłe wydarzenia utkane są z wiary, sennych majaków, przywidzeń i koszmarów. Snuta przez miejscowych baśniowa opowieść o diable i czarownicy, mit założycielski krążący między mieszkańcami, będący dla nich czymś równie ważnym, jak wieczorny paciorek, pobudza zmysły. Jest niczym narkotyk zwiększający ostrość widzenia i siłę odczuwania. Jednak nie gwarantuje niczego. Odpowiedź co do prawdziwości magii kryję się w nas samych, gdzieś głęboko w naszych duszach.
Znakiem rozpoznawczym Kubasiewicz staje się powoli łączenie magii z codziennością. Za pierwszym razem w magicznym Krakowie porządek robiła zbuntowana nastolatka w glanach. Tym razem połączenie jest zdecydowanie bardziej subtelne i delikatne. Granica między światami, zamiast rzucać się w oczy i bawić, ukryta jest w chaszczach nad jeziorem, w delikatnym śpiewie urokliwego przystojniaka i w tańcu przy ognisku. Magiczny świat dostrzec mogą jedynie romantyczne dusze, a może w swoim zagubieniu same go tworzą, by znaleźć swoją bezpieczną przystań, swój azyl. Autorka przenosi nas do wsi spokojnej, wsi… nie do końca wesołej, ale na pewno baśniowej, którą chciałoby się zbadać, odkryć i poczuć. Chciałoby się w nią zagłębić i odkryć jej urokliwe zakątki albo po prostu zatrzymać się i odpocząć. Budzi w nas romantyczną duszę i tęsknotę za magicznym pięknem natury. Gdyby się tylko dało, kopnęlibyśmy Piotrka w tyłek i zaczęli biegać boso po łące. Jednak trochę go szkoda. Jest zagubiony i nielubiany, a pragnie jedynie odnaleźć swoją siostrę. Nie czuje on jednak magii. Czuje ją natomiast Kubasiewicz i wykorzystuje ją, by na chwilę wyrwać nas z pędzącej codzienności.
Gdzie śpiewają diabły nie jest klasycznym urban fantasy ani ludową legendą opowiedzianą na nowo we współczesnych realiach. To coś pomiędzy baśnią spowitą w szarą rzeczywistość a rzeczywistością pragnącą być baśnią. Może jedno i drugie. Każdy może mieć swoją wersję historii i każda może być równie prawdziwa.
RuBryka Popkulturalna ocenia 7/10
Recenzja ta została początkowo opublikowana na portalu Nerdheim.pl