„Opowieści nigdy nie są prawdziwe nawet jeżeli zaczynają się od prawdy „
Nie trzymam się kurczowo jednego gatunku literackiego, a wprost przeciwnie lubię eksperymentować z różnymi, by się przekonać, który z nich najbardziej przypadnie mi do gustu. Zdarza się, że całkiem przypadkiem trafiam na perełkę, albo na powieść, która podoba się wszystkim dookoła tylko nie mnie. W przypadku „ Gdzie śpiewają diabły „mroczna okładka, intrygujący tytuł, blurb obiecujący dreszczyk emocji, zachęciły mnie do sięgnięcia po tę książkę. Owszem, jest tu trochę mistycyzmu i nadnaturalnych wydarzeń, które lubię w literaturze, ale sama historia, chociaż miała potencjał, niezbyt mnie zainteresowała i dreszczyku emocji w niej nie znalazłam.
Ewa, siostra bliźniaczka Piotra, wiele lat temu zaginęła bez śladu. Śledztwo utknęło w martwym punkcie, a losy dziewczyny pozostały nieznane. Poszukiwania nie dają rezultatu, zaś ostatni trop wiedzie do małego miasteczka Azyl. Azyl to dziwne miejsce, mieszkają w nim dziwni ludzie, który próbują nastraszyć każdego przybysza, by zniechęcić go do dłuższego pobytu. Diable, jezioro, o którym krążą legendy, Stara Szafa jedyny pensjonat w okolicy, ludzie żyjący na pograniczu rzeczywistości i opowiadanych bajek, w które na początku nie wierzy Piotr, dopełniają całości.
Motyw zaginionego członka rodziny, którego od lat ktoś szuka nie jest pomysłem świeżym, natomiast koncepcja przedstawienia przez autorkę relacji między bliźniętami znacznie odbiega od reguły i znanych stereotypów. Piotr, który przyjechał do Azylu w nadziei odnalezienia siostry, albo przynajmniej jakikolwiek śladów lub informacji o niej, początkowo z równą niechęcią traktuje to miejsce, z jakim mieszkańcy traktują jego. Potem powoli zaczyna ulegać fascynacji tajemniczą okolicą, odkrywać w niej szczegóły, które znalazły się na obrazach jego siostry. Diabły nad jeziorem, czarownice na wrzosowisku, czy powinien wierzyć w opowieści tubylców? Straszą czy mówią prawdę? Może chcą, żeby zniknął i nie zakłócał im spokoju? Piotr wpada w sidła, a z nim czytelnik, wielu opowieści, zawieszonych pomiędzy prawdą a zmyśleniem, baśniowych urojeń o diable i czarownicy. Co jest prawdą, a co legendą? Diabły nie istnieją, czarownic nie ma. Strasznie dziwne to miasteczko, nie pasuje do każdego, to zacofane miejsce, a mieszkańcy dziwni, milczący. Miejsce kłamstw i sekretów, których nikt nie chce zdradzić.
Nie mogę stwierdzić, że jakoś szczególnie wciągnęła mnie ta historia, że jest jakaś wyjątkowa, chociaż styl autorki jest przyjemny i dobrze się czyta. Podobał mi się jedynie sposób, w jaki autorka buduje mroczną atmosferę. Kubasiewicz napisała współczesną baśń, która jednak nie wzbudziła we mnie żadnych emocji, a chwilami wręcz nudziła. Akcja toczy się powoli, leniwie jest pełna niedomówień i dwuznaczności. Tekst można interpretować na wiele sposobów. Nie polubiłam głównego bohatera, był nijaki i szary, a czasami nawet irytujący. Autorka nie dała mi szansy, abym go mogła lepiej poznać, jego relacje z siostrą w przeszłości nie były najlepsze, ale to udało mi się jedynie wychwycić między wierszami. Tylko moja ciekawość czy Piotr odnajdzie siostrę czy też nie, powstrzymała mnie przed odłożeniem książki na półkę. Największym rozczarowaniem dla mnie jest zakończenie, a właściwie jego brak, bo na wiele pytań nie otrzymałam odpowiedzi. Jedyna refleksja, jaka nasunęła na koniec, to, że miłość nie zawsze zwycięża i dobrze, gdy nie jest ślepa. Dobrze, gdy rozsądek bierze górę nad uczuciami i podpowie, kiedy zakończyć związek, który może doprowadzić do tragicznych w skutkach zdarzeń. Nie polecam, ani nie odradzam. Nie twierdzę, że ta książka nie jest warta przeczytania, bo być może inni odnajdą w niej, to, czego ja nie znalazłam, a może zwyczajnie nie ten przedział wiekowy.
„ Złego diabli nie biorą. Baliby się, że przejmie władzę w piekle. „