Nie wiem, czy to rok zamknięcia, czy powód zupełnie gdzie indziej, ale namnożyło się w 2021 opowieści o rodzinie, rodzinie dotkniętej, trudnej, naznaczonej bolesnymi wydarzeniami. Powieść Daisy Johnson powiela tę tematykę, chociaż absolutnie nie sposób zarzucić jej wtórności. Może pandemia zmusiła nas do pochylenia się nad własnymi związkami rodzinnymi, a te stały się, niejako automatycznie, inspiracją dla sporej grupy pisarzy. Nie zmienia to faktu, że powieść czyta się z niecierpliwością, z zaangażowaniem, bez wytchnienia i z pewnym niepokojem. Dwie siostry, prawie równolatki, September i July, opuszczają Oxford. Od początku wiemy, że to nie zwyczajna przeprowadzka, a bardziej ucieczka przed wydarzeniami, które rozegrały się w szkole dziewcząt. Zresztą od początku też rozumiemy, że wydarzenia te miały z nimi związek. Nastolatki łączy bardzo silna relacja, ocierająca się niemal o patologię: siostry nie mają innych przyjaciół prócz siebie, bywają niezwykle zaborcze i zazdrosne (September) i do teraz nie wkroczyły w typowy dla tego wieku świat, gdy więzy rodzinne stają się słabsze, a towarzystwo znajomych pożądane... Wydaje się, że to starszej, "mocniejszej", nie mieści się w głowie, że July mogłaby się odsunąć, zataić swoje myśli i pragnienia, mieć własne zdanie i życie. Dla September nawet matka bywa zagrożeniem, które odciąga od niej siostrę. Zresztą matka jeszcze nie przetrawiła szkolnych wydarzeń - zamknięta w swoim świecie, potrzebuje czasu, by jakoś poukładać sobie w głowie to, co się stało... Johnson umiejętnie dozuje napięcie: powieść przesycona jest bliżej niesprecyzowym niepokojem, który narasta po cichu. Ale trudno i na wyrost nazywać ją thrillerem. To bardzo dobra, świetnie napisana powieść psychologiczna, analizująca chore siostrzane relacje, gdy jedna z sióstr pragnie zdominować drugą, zapanować nad nią, ograniczyć jej prawo do autonomii. To jednocześnie bardzo przenikliwa i smutna opowieść o utracie, także samego siebie. Mrok narasta, historia nas osacza, a my nie potrafimy się oderwać. Ostatecznie nie wszystko okazuje się takim, jak nam się wydawało. Muszę przyznać, że Johnson mnie "oszukała" 😁 - moje rozstrzygnięcie, wymyślone w okolicy setnej strony, nijak się miało do rzeczywistości. A taka byłam "dumna" ze swej przenikliwości😂. Ta 30-letnia raptem Brytyjka, najmłodsza dotychczas finalistka Nagrody Bookera, już swoją pierwszą powieścią "Pod powierzchnią"(notabene równie intrygującą) zwróciła na siebie uwagę literackiego świata. Drugą potwierdza, że pisze jak stary wyga👏. Liczę, że zadowoli czytelnika jeszcze niejeden raz.