Tkając świt recenzja

Maia Tamarin to skromna i dzielna dziewczyna stawiająca dobro innych ponad własne. Po przeżytych traumach, przy których los jej nie szczędził stara się ze wszystkich sił pomóc ojcu w prowadzeniu usług krawieckich. Jej wrodzony talent czyni ją niesamowitą krawcową, jednak nie może pokazać go światu, ponieważ nie jest mężczyzną. W jej kraju tylko mężczyźni mogą dążyć do różnych celów, kobiety natomiast mają zajmować się domem i liczyć na jak najlepszy ożenek.
Nadchodzi jednak dzień, w którym Maia podejmuje decyzje ostateczną i chce postawić wszystko na jedną kartę, po prostu zaryzykować. Podszywając się za własnego brata, dziewczyna wyrusza do pałacu króla, aby starać się o tytuł najlepszego krawca w całym królestwie..

Lubię odkrywać takie połączenia. Historia bazowana jest na opowieści 'Mulan', w której to kobiety nie mają prawa decydować o własnych ambicjach i celach, ale ze wszystkich sił podejmują się wyzwań. Pasją naszej bohaterki jest krawiectwo, które kocha, a wręcz urodziła się z igłą i nicią w dłoniach. Niestety przeważnie jest tak w życiu, że nasze umiejętności nie zawsze pokrywają się z naszym otoczeniem.
''Tkając świt'' jest opowieścią wnosząca świeżość w literaturze młodzieżowej.
Autorka potrafi pięknie opisywać, tworzyć akcję i przenieść czytelnika do fantastycznego świata, w którym dobro i szlachetność mają utrudnione zadanie. Prowadzenie narracji pierwszoosobowej powoduje, że wszelkie okoliczności widziane oczami bohaterki, jak i jej emocje głębiej sięgają naszego wnętrza. Jestem oczarowana stworzoną fabułą, charyzmatycznymi bohaterami których nie idzie nie lubić, zbudowanymi emocjami, poczuciem miłości, wartościach rodzinnych i sile charakteru oraz całym otaczajacym magicznym światem.

Powieść ta jest niezwykle klimatyczna, przez co trudniej wyjść ze świata, który stworzyła Elizabeth Lim. Zakończenie powoduje wewnętrzną pustkę, którą chce się od razu zapełnić i poznać jak najszybciej kontynuację. Liczę, że nie będziemy musieli czekać zbyt długo na drugi tom.