Sztuka umierania. Ars moriendi. Pojęcie znane już od tak dawna i wykorzystywane także dziś. Ale jak żyć, gdy przy nas, z dnia na dzień, ktoś bliski powoli umiera?
"Siedem minut po północy" to powieść na podstawie pomysłu Siobhan Dowd, która nie zdążyła go zrealizować z powodu przedwczesnej śmierci. Sama koncepcja jednak pozostała, aż w końcu za sprawą Patricka Ness'a mogła otrzymać drugie życie. Co z tego wyszło?
Conora od pewnego czasu nęka stale powtarzający się koszmar, po którym budzi się z krzykiem. Pewnej nocy, zamiast tego śni mu się potwór, który jeszcze przed chwilą był rosnącym nieopodal cisem. A przynajmniej myślał, że był to sen. Tak czy inaczej, chłopiec nie przestraszył się go. Co więcej, twierdził, że widział już straszniejsze rzeczy. A jaki był powód tej niezwykłej wizyty? Trzy historie. Historie niebanalne, niosące ze sobą pewne prawdy. W pewien sposób zaskakujące. Historie mające czegoś Conora nauczyć, pomóc mu. Bo taki właśnie jest ponoć cel potwora. A potem chłopiec ma być w stanie opowiedzieć pewną historię. Swoją własną. Historię, która będzie prawdą. Cokolwiek to znaczy...
Mama Conora od dłuższego czasu choruje. Pomimo coraz to nowszych terapii, po których zwykle następuje poprawa, nieubłaganie zbliżający się finał jej zmagań jest wręcz pewny. A jednak chłopiec wciąż nie chce przestać wierzyć w jej wyzdrowienie. Sytuacja zmusiła go do większej samodzielności, gdyż jego ojciec ma już nową rodzinę. W szkole prawie nikt nie zwraca na niego uwagi, a nauczyciele zawsze patrzą na niego przez pryzmat tego, przez co przechodzi. Jest też babcia, pod której opiekę trafił, a której wręcz nie znosi. Przybycie potwora wymusiło na nim przemyślenie wielu spraw. Powoli zaczął dostrzegać, że wad powinien szukać nie tylko w swoim otoczeniu, ale i w sobie samym. I nie było to wcale przyjemne. Ale czy ostatecznie zdoła przyznać się przed sobą do swoich największych lęków?
"Nie zawsze musi istnieć jakiś dobry bohater. Tak jak i nie zawsze musi istnieć zły. Większość ludzi plasuje się gdzieś pośrodku."
Pomysł z potworem był naprawdę świetny. Opowiadane przez niego historie są całkiem ciekawe. Niby dość proste, jednak przyjemnie się je czyta. Autor pisze o rzeczach ważnych, nie popadając przy tym w banały. Nie zabrakło też odrobiny czarnego humoru. Potwór poucza Conora, jednak nie w sposób nachalny ani przesadnie moralizatorski. Ale co ja Wam będę dalej pisać? Lepiej sami przekonajcie się jak to było, bo zdecydowanie warto.
Nie można zapomnieć również o oprawie wizualnej książki (i tu ukłony w stronę Jima Kay'a), która wprost zachwyca - i to nie tylko samą okładką. W środku znajdziemy wiele klimatycznych, czarno-białych ilustracji, niektóre z nich zajmują całe strony. Z czymś takim już dawno się nie spotkałam i muszę przyznać, że byłam wprost oczarowana. Ponadto książka została wydana na grubym papierze i w dość niestandardowym formacie. To wszystko bardzo do niej pasuje i pozytywnie wpływa na odbiór lektury.
Miałam spory problem z wystawieniem oceny. Siedziałam i myślałam. A w głowie miałam pustkę. Bo "Siedem minut po północy" bardzo mi się podobało, ale w ten specyficzny sposób, gdy trudno jest umiejscowić książkę w jakimś punkcie na skali. W tej chwili ważne jest jedno: naprawdę polecam.
"Niekiedy ludzie muszą najmocniej okłamywać właśnie samych siebie."