Jeden z tych kryminałów, który wciąga w przedstawiane zdarzenia poprzez styl narracji. Na początku opowieść jest ciekawie prowadzona, mimo niedociągnięć w samej akcji. Za to dalej jest gorzej, co wynika z pogubienia się Autora, już co do samego motywu działania mordercy.
Fabuła przede wszystkim toczy się wokół zaginięć dziewczynek i okoliczności ich śmierci. Ale równie dużo miejsca jest poświęcone śledczej Krüger, jej walce z demonami przeszłości i uzależnieniem od leków. Niestety Bjork nie do końca przekonał mnie do tej postaci. Rozumiem, że została obdarzona specyficznym zmysłem postrzegania i zagłębiania się w tok śledztwa (dlatego też została ściągnięta do starej ekipy), ale o ile na początku jest to wykorzystywane, z czasem Mia staje się zagubiona w swych przewidywaniach i zaczyna błądzić we mgle. Za to postać Holgera Muncha jest spójna. Jego postępowanie potwierdza to jakim jest człowiekiem. Jest przewodnikiem, który scala grupę śledczą i to o nim dowiadujemy się najwięcej, szczególnie od strony prywatnej wraz z retrospekcjami odnoszącymi się do dawnego dochodzenie oraz współpracy z Mią. Nieco uśmiechu wywołuje fakt wystąpienia w policyjnej ekipie geniusza-hakera, który mimo rozwiązania zaszyfrowanego zadania na skalę światową, przy sprawie śledczej ma problem z dostaniem się na konta pocztowe. Jeśli w ten sposób ma być podkreślana czyjaś fachowość i wręcz niezbędność, to jest to prawdziwy zgrzyt działający na niekorzyść przedstawianych zdarzeń. Poza tym wprowadzanie niektórych wątków ma sens. Wielowątkowość miesza w ogólnym obrazie, dostarcza nie zawsze wiarygodnych tropów, ale w tym wypadku, niestety, buduje też mało spójną całość. Do tego Autor czeka z pewnymi wydarzeniami do ostatniej chwili, by maksymalnie podkreślić przełom w sprawie, a tymczasem fałszuje to prawdopodobieństwo zdarzeń.
Osobiście rozczarowuje mnie również zakończenie. Tematem nie był romans, a morderstwa, więc spodziewam się czegoś mocniejszego, ocierającego się o niedopowiedzenie, bo to przecież cykl, ale nie składającego się na idealnie zaplanowane rozwiązanie sprawy. Norweg przedobrzył. Za wiele tu szaleństwa, począwszy od bohaterów pierwszo- i drugoplanowych z problemami psychicznymi. A kręte ścieżki wyobraźni Autora nie pozwalają stworzyć wyraźnego, dopracowanego połączenia sześcioletnich ofiar ze sprawą sprzed lat, od której zaczyna się fabuła. Oczywiście znamy od razu założenia, ale gdy już dowiadujemy się od psychopatycznego prześladowcy dziewczynek dlaczego zabija, łącznie z wyjawieniem pomysłu na "niebiańską szkołę", okazuje się, że tutaj co innego stanowiło główny cel. I to mnie nieco zdziwiło, bo to tak, jakby Autor nagle zmienił koncept. Przy obraniu takiej ścieżki sugeruje, że to co się dzieje przez większą część fabuły nie jest aż tak istotne dla sprawy, jakby się zdawało. A przecież to nieprawda. Jednak w konsekwencji początkowe założenia tracą na sensowności skoro przerzuca się ciężar akcji jedynie na chęć zemsty.
Mimo iż "Sezon niewinnych" zapowiadał się tak dobrze, im dalej, tym więcej dostrzega się uchybień i niespójności. Detale, które wprawnego czytelnika kryminałów mogą drażnić - a tu się o nie potykamy - zniechęcają, a początkowo przemawiający do czytelnika styl może zacząć irytować. Być może, gdybym przeczytała mniej tego typu historii, to teraz książkę Samuela Bjorka oceniłabym mniej krytycznie. Ale być może okaże się jeszcze bardziej szalona od Autora i przeczytam kolejną cześć cyklu?