Sex drugs and rock and roll – pokusa, by epatować tym w biografii postaci pokroju Cobaina jest wielka. Z drugiej strony można przyjąć, że autor takiej biografii zafascynowany jest opisywanym idolem, więc grozi prymitywne wygładzanie niewygodnych faktów. Tu na szczęście nie ma ani hagiografii, ani skrętu w stronę dworca Zoo – co łatwo mogłoby mieć miejsce.
Drugą fundamentalną zaletą jest skromność autora, który wie, że powinien być przeźroczysty i jest przeźroczysty. Niestety wielu biografów koniecznie chce zaznaczyć swoją obecność w tekście, co jednak jest jak wtargnięcie golasa na boisko, byle tylko zaistnieć.
Trzeci plus to klarowne prowadzenie przez wszystkie etapy życia Kurta. Dobrze widać zmiany, jakie zachodzą w kolejnych latach, nie ma przeskoków, zatrzymywania się w jednym miejscu zbyt długo, czy traktowania czegoś po łepkach. Autorowi doskonale udało się uchwycić wpływ wydarzeń na osobowość i odwrotnie.
Po czwarte doskonale oddany kontekst wydarzeń, nie za wąsko, gdy autor zakłada, że czytelnik wszystko wie, nie za szeroko, gdy opisuje na trzech stronach kuzynostwo w piątej linii, które nie ma żadnego wpływu na akcję. Dobrą robotę robią też przypisy.
Po piąte dobrze się to czyta. Autor ma świadomość, że biografia to nie miejsce na popisywanie się nie wiadomo jakimi sztuczkami, metaforami, udziwnionymi konstrukcjami itp.
Po szóste jest to bardzo przygnębiająca pozycja. Gwiazda rocka – to praktycznie związek frazeologiczny oznaczający kogoś, kto ma wszystko; pieniądze, sławę i kobiety. Wielu w ciemno może domyślać się, że jest też druga strona medalu – ale tu jest ona taka, że płaska egzystencja trybika w fabryce kostki brukowej wydaje się bardziej pożądana. Kurt był naprawdę nieszczęśliwy i naprawdę miał nieszczęśliwe życie.
Po siódme Kurt nie był ideałem. Wszystkie jego wady i słabości są tu boleśnie odkryte. Boleśnie, bo niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Kurt był/bywał leniwy, złośliwy, cyniczny, zakompleksiony, prostacki – niestety. Ale z drugiej strony to chyba problem z naszymi wyobrażeniami, że człowiek jego formatu nie powinien taki być, prawda?
W Polsce zwłaszcza powinniśmy zwrócić uwagę na doskonale oddany - aż przykro czytać - kompleks niższości Kurta wobec tych, których uznawał za lepszych i wyższości wobec gorszych.
Bo jacy to duzi i silni jesteśmy wobec Litwy czy Słowacji, a jak potem wygląda nasza „przyjaźń” z prawdziwymi mocarstwami; i nie mówię tu o bieżącej polityce, ale dobrej połowie ostatniego tysiąclecia.
Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów Nirvany... oraz doskonałych biografii.