,,Pozwolenie” to trzecia i ostatnia część trylogii, dzięki której poznałam twórczość T.M. Frazier. Względem tego tomu i całej serii, mimo początkowego uczucia wow, mam mieszane uczucia.
W Lacking panuje wojna. Wrogowie nie dają za wygraną, a nowi sprzymierzeńcy robią wszystko, by pomóc głównym bohaterom. W ich życiu niespodziewanie pojawia się osoba z przeszłości Sztuczki, dając jej nadzieję na życie, którego zawsze pragnęła. Co jednak, jeżeli oznacza ono codzienność bez Ponurego?
Po lekturze pierwszego tomu byłam tą serią zachwycona i miałam względem niej naprawdę spore oczekiwania. Śmiałam się, płakałam, byłam oczarowana pomysłem bazującym na niebezpieczeństwach życia w zepsutym, zapomnianym mieście, gdzie prawo ustalane i egzekwowane jest przy pomocy brutalności oraz krwi. Drugi tom znacząco ostudził mój zapał, dlatego po trzecią część sięgnęłam nie z powodu euforii, kiedy książka się ukazała, ale z przyzwyczajenia i chęci doczytania całej trylogii. Nie żałuję czasu spędzonego nad tą książką, ale nie ukrywam, że stan zachwytu nie powrócił.
Ponury i Sztuczka odnajdują drogę do siebie, jednocześnie szykując się do kolejnej, prawdopodobnie ostatecznej potyczki ze wszystkimi przeciwnikami. Zmiana układu sił, nowe sojusze i niepewność względem każdego kolejnego dnia to coś, do czego autorka po prostu nas – czytelników – przyzwyczaiła.
W tej serii wszystko dzieje się z prędkością światła, a ja wielokrotnie zastanawiałam się, czy więcej sensu nie miałoby wypuszczenie tej historii w formie jednej, dłuższej książki. Chociaż daty premier nie były od siebie bardzo odległe, to jednak jak szybko książkę się czytało, tak równie ekspresowo zapominało się o jej treści. Tempo jest zabójcze, a ja niejednokrotnie się gubiłam. Mam wrażenie, że wszystko zostało okrojone, wrzucone w wir tekstu i wydane jako nie do końca dopracowana całość. Bohaterowie przeżywają mnóstwo emocji, w które ja nie umiałam się wczuć, bo kiedy na jednej stronie ktoś był smutny, zaledwie akapit później budziło się w nim zdenerwowanie. Nie czułam przywiązania niektórych osób do siebie nawzajem, nie wierzyłam w niektóre rozwiązania fabularne, to jak szybko niektóre postaci zaczynały ufać innym i jak szybko zmieniało się ich życie. Zakończenie konfliktu z Marco to prawdopodobnie jedno z gorszych, z jakimi miałam do czynienia w swojej czytelniczej historii. Ostatnie rozdziały niesamowicie mi się dłużyły, zupełnie tak, jak gdyby autorka chciała na siłę stworzyć jeszcze kilka dodatkowych stron.
Gdybym miała zadecydować, która z części była gorsza – Posiadanie czy Pozwolenie – chyba miałabym problem z wyborem. Ostatecznie jednak T.M. Frazier w trzeciej części sprawiła, że parę razy zaszkliły mi się oczy, więc mój osobisty ranking to Perwersja, Pozwolenie i Posiadanie. Serię jako całokształt oceniam jako niewykorzystany, proszący się o rozwinięcie potencjał. Wolniejsza akcja, poświęcenie większej ilości czasu niektórym postaciom, lepsze rozwiązanie wątku z głównym przeciwnikiem głównych bohaterów – to elementy, których bardzo mi brakło. Pojawiły się jednak łzy, śmiech i pragnienie szczęśliwego zakończenia dla Ponurego i Sztuczki. T.M. Frazier ma bardzo przyjemne pióro i oryginalne pomysły. To skłania mnie do sięgnięcia po inne jej książki.