Pamiętam, że gdy byłam mała i zostałam wsadzona na naszą klacz, darłam się wniebogłosy. Do tego dochodzi fakt, że mam uczulenie na sierść każdego zwierzęcia, które ją posiada. Wniosek? Jazda konna jest czymś do czego nigdy się nie przemogę. A na pewno nie potrafiłabym wsiąść na tytana.
Odkąd tytany pojawiły się w Detroit, świat Astrid obraca się wokół tych pół koni, pół maszyn startujących w morderczych i emocjonujących wyścigach. Fascynują ją nie tylko zawody, ale też to, jak bardzo te zaprogramowane, półmechaniczne stworzenia wydają się prawdziwe. Astrid marzy, by kiedyś dotknąć któregoś z nich… ale też trochę ich nienawidzi.
Jednak kiedy Astrid ma szansę wystartować na jednym z tytanów w derbach, postanawia zaryzykować wszystko. Ponieważ dla dziewczyny stojącej po złej stronie toru wyścigi to coś więcej niż szansa na sławę i pieniądze. To także heroiczna walka o lepszą przyszłość.
O Tytanach głośno było już od jakiegoś czasu. ,,Nowa powieść Victorii Scott, emocjonująca, pełna niepowtarzalnych wartości i zapierająca dech w piersi" - opinie sypały się na moją głowę z każdej strony. Jednak to nie one były najstraszniejsze. Najgorszy okazał się fakt, że nie mogłam się od nich opędzić. Ludzie zewsząd wmawiali mi, że się nie zawiodę i że w życiu nie czytali tak dobrej książki. Kiedy ją dostałam i zaczęłam ją czytać, po prostu mnie zamurowało.
Odkryłem, że o rzeczach, które nas gnębią, trzeba mówić od razu. To odbiera im moc.
Czytałam poprzednie książki Victorii Scott i powiem, że najnowsza bije je na głowę. Owszem Ogień i woda oraz jej kontynuacja to całkiem przyzwoite pozycje - przepełnione barwnymi bohaterami, wartką akcją. Sam pomysł na fabułę również okazał się ciekawy. Myślę jednak, że gdybym miała wybrać między Tytanami a powyższą duologią, bez wahania wskazałabym na pierwszą powieść. Dlaczego bym tak zrobiła?
Po pierwsze: gatunek. Autorka nie poszła w dystopię jak przy podanej wyżej pozycji. Na palcach jednej ręki wyliczyłabym elementy antyutopii. Podobał mi się fakt, że jej świat był normalnym światem - wyróżniały go jedynie wyścigi tytanów. Nie było organizacji, która ścigałaby uczestników, chociaż samą przeprawę przez dalsze tory była naprawdę ciężka. Bohaterowie chodzili do szkoły, rozmawiali o modzie, testach, pracy... Naprawdę się wkręciłam w klimat tej powieści.
Po drugie: bohaterowie. Astrid nie irytowała mnie równie mocno jak Tella. Była bardziej buntownicza, zdecydowana i kąśliwa. Nie płakała nad wszystkim, co waliło się na jej oczach, ale nie próbowała ukrywać łez. Irytuje mnie to, że ludzie wytykają postaciom literackim, że nic nie robią, tylko płaczą. Mamy dwie odmiany łkania: a) rozklejenie się, kompletnie niegroźne (każdemu zdarza się czasem załamać, nie osądzajmy innych, zwłaszcza, że to nastolatkowie); b) wycie przez połowę książki. Główna bohaterka Tytanów należała do pierwszej grupy.
Świetnie wykreowano również Gałgana, Magnolię, Lottie, a nawet Harta. Każda z tych postaci żyła własnym życiem. Wszyscy byli tak barwni i różnorodni, że nie dało się przejść obok nich obojętnie.
Może nie mają prawdziwych umysłów czy prawdziwych myśli, ale jak każdy komputer mają zdolność rozpoznawania i reagowania.
Jeśli stoicie, usiądźcie, bo fakt trzeci będzie wprost genialny. Uwaga... Zero pocałunków przez całą książkę. Zero. Serio, nie kłamię. Przetrzyjcie oczy. To było wprost świetne! Nastąpiło pewne zdarzenie, ale zupełnie go nie liczę. Główna bohaterka, która nie wzdycha nad oczami swojego chłopaka to wielki plus. Wręcz ogromny. A do tego - miła odmiana. Przyznam, że nie czytałam jeszcze żadnej młodzieżówki, w której postacie by się do siebie nie kleiły. Tutaj mamy to, plus, nie dostajemy żadnego trójkąta miłosnego.
Sam pomysł na fabułę Tytanów okazał się niepowtarzalny. Nie wiem, jak to wyglądało w głowie autorki, ale na papierze wyszło świetnie. Bardzo się cieszę, że Victoria Scott stworzyła tę książkę. Po raz pierwszy miałam w ręku powieść młodzieżową, która w ogóle mnie nie irytowała - po prostu coś niesamowitego.
Owszem, styl pozostał taki sam. Powieść napisano w narracji pierwszoosobowej, zupełnie jak Ogień i wodę. A mimo to, te książki zupełnie się nie przypominały - może znalazłyby drobne elementy, które by o tym świadczyły, ale byłam pod wielkim wrażeniem tej pozycji i po prostu wyparłam ten fakt.
Do dzieła, Skobel. Nie dla wygranej. Nie dla klasyfikacji. Ale żeby zapamiętać tę chwilę jako noc, w którą biegaliśmy z tytanami. Bo ty jesteś tytanem. A ja jestem dziś jeźdźcem.
Tytany zostały wydane przepięknie. Zachwycałam się tą okładką jak głupia, naprawdę. Ten przepiękny koń na okładce oraz środek powieści zawładnęły moim sercem. Rozdziały zostały ślicznie zaznaczone - oby na rynku znalazło się więcej książek, które zostają tak wydane - taki wygląd to dla czytelnika czysta ambrozja.
Ta powieść nie jest kolejną, płytką młodzieżówką. Mówi o odwadze, rodzinie, a co najważniejsze - przyjaźni. Osoby, które często się wzruszają, na pewno popłaczą się przy zakończeniu. Emocje wstrząsają czytelnikiem co parę stron, a akcja zapiera dech w piersi. Rzućcie się w wir Tytanów. Tylko uważajcie, nie jestem pewna, czy z niego wyjdziecie.