„…jesteśmy jak lustra. Wszystko, co dostrzegamy w świecie, czego doświadczamy, stanowi odbicie tego, co nosimy w sobie”.
❄️❄️❄️
Jako że w głowie wciąż brzmią mi cudowne „Szepty ze snów”, to, mimo że nie jestem entuzjastką książek osadzonych w świątecznej atmosferze, bez namysłu sięgnęłam po kolejną powieść Anny Purowskiej.
❄️❄️❄️
„Lustrzane serce” jest drugą częścią cyklu „Śnieżysko”, jednak pod względem chronologii przedstawiają wydarzenia wcześniejsze w stosunku do tych opisanych w „Kiedy spada gwiazda”. Poznajemy Juliannę - niedawno osiadłą w Śnieżysku, zamężną trzydziestoczterolatkę i Bruna – właściciela miejscowej księgarni. Julianna jest rozkapryszoną, wiecznie cierpiącą i udręczoną wewnętrznie kobietą, trochę nieporadną, szukającą wsparcia u innych i niemogącą sobie znaleźć miejsca w życiu. Bruno zaś to straumatyzowany facet, całkowicie oddany swojemu cierpieniu, przez które od czasu do czasu przebijają się refleksy pięknych wspomnień z dawnych czasów. Tę dwójkę, dzięki przypadkowemu spotkaniu, połączyła niewidzialna więź. Można by rzecz, że anioł rozpostarł nad nimi skrzydła…
❄️❄️❄️
Nastrój powieści, a w zasadzie nastrój bohaterów kłóci się z radosnym, iskrzącym bożonarodzeniowymi światełkami czasem. W sercach, życiu i monologach wewnętrznych postaci panuje zima, tchnie beznadzieja i dekadentyzm. Naprawdę można się zdołować tą książką, jest niesamowicie depresyjna. W tej części cyklu jakby też mniej się działo, fabuła skupiona jest bardziej wokół emocjonalnych przeżyć bohaterów niż wokół konkretnych wydarzeń. Mnóstwo jest tutaj egzaltacji, afektacji, uniesień, westchnień, przeżywania, wewnętrznego cierpienia, nadwrażliwości, w zasadzie mamy pełny pakiet emocji wszelakich, z gamy tych przykrych. Mało tu uśmiechów, radości czy nadziei. Mimo panującej w Śnieżysku przedświątecznej gorączki, zachwytów nad dzwoneczkami i wszechobecnymi kolędami, zabrakło optymizmu. Zderzamy się co prawda z lukrowaną i błyszczącą otoczką, jaką owinięto przedświąteczny czas, ogólny przekaz w stylu „radujmy się, it’s Christmas time” jest zachowany i czuć tę przedświąteczną gorączkę, jednak ta atmosfera stygnie pod wpływem pochmurności, a nawet posępności bohaterów.
❄️❄️❄️
Narracja pierwszoosobowa prowadzona w sposób mieszany, z perspektywy Julianny i Bruna. Jak i poprzednio autorka zastosowała zabieg, w którym te same sytuacje są opowiadane oczami obojga bohaterów, chociaż początek powieści w ogóle na to nie wskazywał. Nie przepadam za tym środkiem wyrazu, bowiem zmusza on czytelnika do dwukrotnego czytania tego samego, a akcja w ogóle nie posuwa się dalej. Te same dialogi, te same gesty, te same czynności, różnicą jest jedynie indywidualne spojrzenie danego bohatera na tę samą sytuację.
❄️❄️❄️
Niezmiennie jednak zachwyca mnie styl i język, jakimi posługuje się Anna Purowska. Abstrahując od treści, która może się podobać lub nie, nie jest to powieść trywialna pod względem sposobu przekazu myślowego. Wszystko jest pełne uniesienia, a nawet skrajnej afektacji, wybrzmiewa bardzo doniośle i wyraziście. Wszystkie emocje wydają się wypływać z wnętrza bohaterów, są szczere i prawdziwe, nawet jeśli czasami infantylne. Każdym zmysłem Julianny i Bruna wypływa ich przeraźliwa samotność wśród ludzi, brak zrozumienia, który odczuwają, ich wewnętrzny smutek i melancholia są niemal namacalne. Wątek kryminalny wprowadzony pod koniec powieści trochę niewiarygodny, jak ze szpiegowskiego filmu, ale przypuszczam, że znalazł się w książce celem podniesienia dramatyzmu i uwiarygodnienia finałowych wydarzeń. Wprawdzie podobny scenariusz raczej nie jest możliwy do zaistnienia w rzeczywistości, ale nieśmiertelna autorska licentia poetica każe mi się nad tym nie zastanawiać.
❄️❄️❄️
Bardziej podobała mi się część pierwsza Śnieżyska, była znacznie bardziej realistyczna i wiarygodna, ta, choć też można doszukać się w niej jakiejś magii, nie zawładnęła mną tak bardzo. Duże znaczenie ma tutaj postać Julianny, której ja nie potrafiłam polubić. Nie jest to mój typ kobiety – ani waleczna, ani przekorna, ani uparta, lecz zwyczajnie nieporadna i rozedrgana.
❄️❄️❄️
Mając w pamięci finałowe wydarzenia z „Kiedy spada gwiazda” i po lekturze „Lustrzanego serca” myślę, że trzecia część, która jakoś spinałaby wątki swoich poprzedniczek nie byłaby złym rozwiązaniem. Może pani Ania coś wymyśli na kolejny rok?