Chłopiec z listy Schindlera wywołał we mnie wspomnienia. Powróciły obrazy filmów, tytułów i okładek książek. Miałam taki etap w życiu kiedy literatura holocaustu często mi towarzyszyła. Zaczytywałam się w książkach Romy Ligockiej (Dziewczynka w czerwonym płaszczyku, Kobieta w podróży) Imre Kertesza (trylogia ludzi bez losu, na którą składają się powieści - Los utracony, Fiasko, Kadisz za nienarodzone dziecko), Hanny Krall, Pianiście Szpilmana, Dzienniku Anne Frank i wielu innych.
Dzisiaj po latach muszę przyznać, że zostały mi tylko jakieś migawki, przebłyski dawnych zainteresowań i pomyślałam, że lektura Chłopca z listy Schindlera pozwoli mi sobie przypomnieć tamte czasy.
Dla Leona Leysona spokojne, beztroskie dzieciństwo we wsi Narewka skończyło się gdy wraz z rodzeństwem (Caligiem, siostrą Peszą, Dawidem) i matką przeniósł się do Krakowa, gdzie od paru lat pracował jego ojciec i któremu wreszcie udało się ściągnąć do siebie rodzinę. Leon zafascynowany Krakowem, poznaje miasto, snuje plany przyszłości. Wszystko kończy się wraz z wybuchem wojny, a w konsekwencji umieszczeniem rodziny w krakowskim getcie. Ale prawdziwe piekło rozpoczyna się w obozie koncentracyjnym w podkrakowskim Płaszowie, zarządzanym przez sadystycznego komendanta Amona Goethe. Dopiero Oskar Schindler, niemiecki przedsiębiorca ratuje Leona i jego rodzinę, wciągając na listę pracowników swojej fabryki - Emalia, zwaną Deutsche Emaillenwarenfabrik.
Lista Schindlera zyskała światowy rozgłos dzięki filmowi Stevena Spielberga pod tym samym tytułem. Co prawda została ona nakręcona na podstawie książki Thomasa Keneally’ego Arka Schindlera, ale to ekranizacja była dla Leona Leysona impulsem by opowiedzieć o wojennych przeżyciach, których nie chciał do tej pory z nikim dzielić. Dopiero za sprawą namolnego dziennikarza Los Angeles Times zgodził się udzielić wywiadu, co zaowocowało nagłym zainteresowaniem jego osobą, dzięki czemu dzisiaj przeczytać możemy te wspomnienia.
A jest to opowieść o odwadze, walce o przetrwanie i próbie zachowania godności, w czasach kiedy świat oszalał.
Oskar Schindler jest dowodem na to, że człowiek może przeciwstawić się złu, nawet jeśli wydawałoby się, że sam jest jego częścią. Pokazał, że niezależnie po której stronie barykady stoimy, możemy i powinniśmy sprytem złamać system i postąpić tak jak dyktuje nam sumienie.
Zrobić to, co najlepsze w najgorszych czasach.
Tej powieści nie da się oceniać (przynajmniej ja nie potrafię). Nie jest to niestety fikcja, tę historię napisało życie.
Nie będziemy się przecież zastanawiać nad tym jak autor rozegrał fabułę. Nie w tym rzecz. Ta książka to świadectwo heroizmu, wiary, iskry nadziei, że nawet w czasach wojny i pożogi odnajdziemy swoich bliskich i będziemy mogli normalnie żyć. Gdzieś, gdzie nie ma obozów, każdy dzień nie jest walką o przetrwanie, a ludzie dostrzegają w tobie człowieka.
Leonowi Leysonowi, a właściwie Lejbowi Lejzonowi, to się udało. Po wojnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych, założył rodzinę, był wykładowcą w Huntington High School w Kaliforni, a w uznaniu jego osiągnięć Chapman University przyznał mu doktorat honoris causa. Co najważniejsze, udało mu się nie żyć w cieniu Holocaustu. Pomimo bolesnych wspomnień występował w całych Stanach i Kanadzie, chcąc oddać cześć pamięci swoim bliskim, milionom ofiar wojny i człowiekowi, który uratował mu życie.
Niestety Leonowi Leysonowi nie udało się doczekać publikacji książki. Zmarł w styczniu 2013 roku po kilkuletniej walce z rakiem. Ale zostawił jeszcze po sobie to świadectwo, swoisty hołd dla bohaterów tamtych czasów.