Po kilku latach przerwy sięgnęłam po kontynuację „Poczekajki” Katarzyny Michalak i przyznaję, że przeżyłam spore rozczarowanie. Tym bardziej, że lektura pierwszej części cyklu pozostawiła w mojej pamięci pozytywne wrażenia. Muszę tutaj dodać, że czytałam sporo książek autorki, nawet całe serie powieściowe, ale żadna z dotychczas poznanych nie wzbudziła we mnie tak mieszanych uczuć.
„Zachcianek” opowiada dalsze losy Patrycji Marynowskiej, młodej pani weterynarz, marzycielki, która po bolesnych wydarzeniach z przeszłości nadal, na przekór wszystkiemu, pragnie spełniać swoje pragnienia. Rycerz na czarnym koniu, romantyczna miłość, mały domek z ogródkiem, a potem szczęśliwa rodzina, dzieci i kochający mąż. Można by rzec, że nie ma w tych marzeniach nic niezwykłego, są dość pospolite, może dla niektórych nawet banalne. Jednak dla Patrycji stanowią bardzo trudny do osiągnięcia cel. Na szczęście dziewczyna ma po swojej stronie niezwykłe kobiety, czarodziejki, a może raczej wiedźmy o ponadprzeciętnych zdolnościach, które knują intrygi i nie ustają w działaniach, aby marzenia drimerki Patrycji mogły się spełnić. Jeśli tak się stanie Pati zachowa swoją niezwykłą moc, którą została obdarzona już w dzieciństwie, a magiczny krąg będzie mógł nadal działać.
Czy bohaterka spełni swoje marzenia? Jakie niespodzianki postawi na jej drodze los? Kto okaże się rycerzem na czarnym koniu? Co sprawi, że Patrycja podejmie się czekających na nią wyzwań?
Fabuła powieści oparta została na bardzo popularnym motywie rycerza i księżniczki, przy czym rycerzy jest dwóch, księżniczka jedna i to ona musi dokonać wyboru. Niestety w przypadku tej opowieści autorka niczym nie potrafiła mnie zaskoczyć. Co więcej… Muszę Wam się przyznać, że z tak naiwną i głupiutką postawą, jaką prezentuje główna bohaterka dawno nie miałam do czynienia. Niby dorosła dziewczyna, po studiach, pani doktor weterynarz, a zachowuje się dziecinnie niczym piętnastolatka. Dojrzałości ma jej chyba dodać kwiecisty język i nazbyt liczne oraz zupełnie zbędne moim zdaniem wulgaryzmy, które nie dodają bohaterce ani sprytu, ani rozwagi. Dialogi, na których w znacznej mierze opiera się ta historia bardzo dużo tracą na tej „łacinie”, stają się momentami prymitywne i nieeleganckie. Najbardziej zaciekawiła mnie praca Patrycji w zamojskim zoo, opieka nad dzikimi zwierzętami, ale i tutaj prostactwo bierze górę. Siermiężny styl, jakim posługuje się autorka pozostawia wiele do życzenia, niektóre sformułowania w rodzaju „pewien niewierny małżonek zdemolował psychicznie i fizycznie moją klientkę” są nie do zaakceptowania i wołają o pomstę do nieba. Niepospolite i autoironiczne poczucie humoru jakie przypisywane jest pani Katarzynie Michalak tutaj bywa po prostu żałosne. Kompletny brak emocji, ciekawych wrażeń też nie za wiele. To zdecydowanie najsłabsza opowieść autorki. Ciężko mi było przez nią przebrnąć.
W swojej ostatecznej ocenie biorę pod uwagę fakt, że jest to opowieść napisana na początku kariery pisarskiej pani Michalak. Następne powieści, nawet całe serie, dużo lepiej się czyta, a i emocji w nich nie brakuje. Zdecydowanie daje się zauważyć pewien progres, doskonalenie warsztatu, jednakże po przeczytaniu „Zachcianka” mam poważne opory przed lekturą kolejnej części „Słonecznej Trylogii”, którą wypożyczyłam już z biblioteki. Sięgając po „Zachcianek” nie oczekujcie zbyt wiele.