Nie wiem jak tam w Waszych miastach, ale w moim, ostatnio pogoda nie zachęca do spacerów, a przynajmniej nie takich pozbawionych ryzyka, że się zmoknie. I tak, znam to powiedzenie, że "kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana", z tym, że w tym przypadku, co najwyżej można wziąć łyka brudnej deszczówki, więc i ryzykować nie specjalnie jest warto. A zatem, wolny czas spędzam w czterech ścianach, z książką w ręku, co - jak wszyscy dobrze wiemy - nie jest takie złe. O ile opowieść, którą akurat mamy "na tapecie" wciągnie nas i sprawi, że chwilowo zapomnimy o szarych chmurach zasłaniających słońce. Ostatnio mam szczęście do takich właśnie lektur i O jedno cię proszę podtrzymuje moją dobrą czytelniczą passę.
Historia w O jedno cię proszę, zaczyna się niemal po cobenowsku. Od zniknięcia. Znika mąż Hanny - Owen, zdolny informatyk pracujący nad ważnym oprogramowaniem. Hannah otrzymuje jedynie krótką wiadomość: "Chroń ją". Owenowi chodzi o córkę z pierwszego małżeństwa. Kobieta nie wie co ma robić, a nazajutrz dowiaduje się, że prezes firmy, w której pracował Owen właśnie został aresztowany. Miał wykiwać inwestorów na grubą kasę, a Owen mógł brać w tym udział. A przynajmniej tak podejrzewa FBI, które jednak nie stawia oficjalnych zarzutów. Tymczasem na brogu domu Hanny pojawia się szeryf federalny. On też chce się dowiedzieć, gdzie jest Owen. Co dziwne szeryf przyjechał tu aż z Austen. To zupełnie inny stan, w którym skompromitowana firma nie miała żadnych interesów. Hannah zaczyna podejrzewać, że Owen nie uciekł z powodu tego co zrobił jego szef, a przed przeszłością, która przez tę aferę z przekrętami szefa, mogła go dogonić. Hannah niewiele myśląc wyjeżdża z pasierbicą do Austen. Uważa, że tylko tam może poznać prawdę o mężu, tymczasem zamiast odpowiedzi, trafia na kolejne znaki zapytania...
Zanim zabrałem się za lekturę tej powieści, postanowiłem zerknąć co też Laura Dave ma w swojej bibliografii. Kilka kliknięć, stuku-puku w klawiaturę i... o w mordę, same romansidła o durnych tytułach, wśród których złoty medal zdobywa... Party rozwodowe. No to nieźle się, Michu, wpakowałeś - myślę sobie. - Jak pijany do przerębla. Kobitka od romansów właśnie machnęła thriller, który - znając życie - będzie bardziej romansem niż thrillerem. Tak właśnie pomyślałem, a kolejne dni pokazały mi jak, cholera, niewiele wiem o życiu.
O jedno cię proszę nie ma w sobie nic z romansu, to prawdziwy thriller psychologiczny, posiadający wszystkie elementy, które - według mnie - powinien posiadać dobry thriller psychologiczny. Co jest dla mnie ważne? Na pewno dobrze napisane, złożone i wielowymiarowe postaci, tajemnice, które napędzają fabułę oraz dzielną, ale przede wszystkim ogarniętą główną bohaterkę (lub bohatera), która te tajemnice sukcesywnie rozkminia oraz, nie zaszkodziłoby, zaskakujące zakończenie. Laura Dave odhaczyła wszystkie te punkty, choć tego o co w tym wszystkim chodziło, czyli dlaczego zniknął mąż głównej bohaterki, domyśliłem się wcześniej. Ale to nie tak, że Laura Dave zdradziła zbyt dużo. Nie, po prostu, takie rozwiązanie wydawało mi się najbardziej logiczne. Więcej nie napiszę, żeby przez przypadek nie sknocić Wam radości czytania.
Laura Dave stworzyła ciekawą i wciągającą powieść o sekretach, które prędzej czy później zawsze wychodzą na wierzch, o poświęceniu i trudnych relacjach. Ta także opowieść o zaufaniu i wierze w drugiego człowieka; w człowieka, którego się kocha.
Z O jedno cię proszę, nie miałem chwili na nudę. Laura Dave nie pozwoliła sobie na niepotrzebne sceny i wątki niezwiązane z główną linią fabularną. W thrillerach cenię też konkret, a Laura okazała się konkretną babką, która potrafi opowiadać historie. W sumie nie musiałbym już tego pisać, ale jakoś zakończyć muszę, z kolei ciężki dzień wyzuł ze mnie limit kreatywności na dziś, więc... Dobra, napiszę i będę miał z głowy: polecam Wam ten tytuł, a przynajmniej tym, którzy lubią thrillery i niebanalne historie. No, a teraz klikam "opublikuj" i idę odpocząć. Niech dobre książki będą z Wami!