Recenzję książki „O jedno cię proszę” rozpocznę od tego, że w ogóle nie powinienem jej przeczytać, a jednocześnie, jak zapewnia jej wydawca, czytać ją z rozpalonymi policzkami, nie śpiąc po nocach. Taki właśnie efekt wywołuje sprzecznie napisany blurb, który z jednej strony wskazuje, że książka przeznaczona jest wyłącznie dla kobiet (a fuj, panowie!), a z drugiej zapowiada, że jest to fascynująca i pochłaniająca bez reszty opowieść o odkrywaniu mrocznych sekretów z przeszłości.
Nie jest tak, że Czytelnik reprezentujący tak zwaną płeć brzydką zaziewa się na śmierć. Wręcz przeciwnie, wbrew blurbowi napiszę: książka przeznaczona jest dla każdej możliwej płci! Nie to thriller, ni kryminał: szczęście małżeńskiej pary (ona poślubiła wdowca, on zaś jest szczęśliwym ojcem nastolatki, z którą bohaterka nie potrafi się dogadać) zostaje brutalne zniszczone, gdy mąż, w atmosferze firmowego skandalu i podejrzeń o oszustwo, znika jak kamfora. Zdezorientowana żona, której nastoletnia i wiecznie nabzdyczona pasierbica bardziej utrudnia niż ułatwia poszukiwania, postanawia odkryć najgłębiej skrywane tajemnice męża – uciekiniera.
Z pewnością „O jedno cię proszę” wciąga od pierwszych stron. Jest książką typowo wakacyjną i, niestety, kolejnym przykładem, że im więcej wykrzykników i zachwytów, im więcej zapewnień o milionach sprzedanych egzemplarzy i krajów, w których powieść została wydana, które możemy znaleźć na okładce, tym bardziej lekką się finalnie okazuje. Niewątpliwe na plus należy poczytać sposób prowadzenia fabuły, gdzie teraźniejsze próby odszukania męża wiązane są ze wspomnieniami z przeszłości. To na ich podstawie Czytelnik sam może pobawić się w detektywa i ze szczątkowych, z pozoru nic nie znaczących rozmów bohaterów, dotrzeć do drugiego dna i próbować samodzielnie rozwikłać zagadkę zniknięcia Owena. Domyślam się, że o „kobiecym” przeznaczeniu książki świadczy nie to, że nikt tu nie strzela, a trup nie ściele się gęsto, lecz to że Hannah głęboko i z przekonaniem wierzy w niewinność i głębokie uczucie, jakim darzy ją Owen. Dlatego właśnie gotowa jest wiele poświęcić, by oczyścić jego imię. Nie jest jednak i tak, by wątki miłosne były przesłodzone i zbędne. Postać bohaterki została dobrze skonstruowana. Rozważania o miłości i specyficznym braterstwie duszy wyjaśniały jej postępowanie i tłumaczyły podejmowane przez nią decyzje, co nie pozostało obojętne dla dynamiki akcji.
Nie jest jednak i tak, że książka pozbawiona jest wad. Uporczywe powtarzanie, że bohaterka ma za zadanie chronić pasierbicę, w pewnym momencie stało się już zbędne i nudne – miałem wrażenie, że Autorka nie wierzy w inteligencję Czytelnika (ups, Czytelniczki), skoro zawartą w liściku Owena lakoniczną przestrogę nieustannie przypomina. Rozumiem także, iż dla Laury Dave ważny był wątek relacji między Hannah a Bailey, ale miejscami – mając na uwadze to, czego doświadczają obie, stawał się on irytująco naiwny. Owszem, nastolatki są nie do ogarnięcia, ale żeby aż tak? Czy rzeczywiście przekonujące było to, że Bailey uporczywie odtrącała jedyną osobę, która mogłaby pomóc w odnalezieniu jej ojca i zapewnić jej bezpieczeństwo? Ale rozumiem również zamysł Autorki - niechęć pasierbicy do macochy buduje wątek psychologiczny powieści, bez którego książka byłaby mdła.
Podsumowując, „O jedno cię proszę” jest zgrabną, niewymagającą książką, doskonałą na wakacyjno-weekendowy wypad. Miłą i przyjemną, dostarczającą niewybrednej zabawy. Z pewnością nie pozostaje w pamięci na długo.
Książkę otrzymałam do recenzji z portalu Sztukater.pl