Po odebraniu paczki zawierającej „Co się skrywa między nami” nieomalże od razu zabrałam się za czytanie. Jednak po przeczytaniu pięciu rozdziałów poczułam się rozczarowana tym, że fabuła mnie nie wciąga mimo, że narracja prowadzona jest w bardzo ciekawy sposób, a mianowicie z dwóch pozycji Maggie - matki i Niny – córki. Odłożyłam zatem książkę na półkę aby „nabrała mocy urzędowej” i powróciłam do niej po jakimś czasie. Chyba po prostu moja psyche musiała do niej dojrzeć.
Czytelnik na samym początku dowiaduje się, że Maggie jest więźniem Niny. W pokoju na poddaszu ma zamontowane antywłamaniowe szyby i żaluzje aby jej nie było widać z zewnątrz. Pokój został wytłumiony, by nie wydobywały się z niego żadne dźwięki. U kostki nogi założony ma łańcuch, po to ażeby nie mogła wyjść z tego swojego małego więzienia nawet za potrzebą. Do tego służy jej wiadro stojące w kącie pokoju przykryte kocem. Od razu nachodzi nas pytanie, co takiego dzieje się w życiu tych dwóch kobiet , że córka w taki sposób zniewoliła swoją matkę? Czyżby ta druga była niespełna rozumu a Nina nie chce jej oddać bo uważa, że tylko ona może zapewnić matce lepszą opiekę? Opcji jest wiele ale czy ktoś z Was wpadnie na właściwie rozwiązanie tej zagadki?
Dlaczego 36-letnia Nina podjęła się takich działań wobec matki, czytelnik dowiaduje się na kolejnych kartach powieści. Śledząc losy bohaterek odbiorca wpada w swoistą pułapkę, którą na niego zastawił autor, a mianowicie sympatia wobec kobiet raz obejmuje matkę, żeby na następnej stronie szala przechyliła się na korzyść córki.
„Co się skrywa między nami” to nie tylko tytuł, to myśl przewodnia książki, bo dzięki retrospekcjom widzimy co przez lata bohaterki chciały skryć przed sobą nawzajem. Autor obrazuje nam to w jaki sposób ich wcześniejsze decyzje i wybory doprowadziły je do tego punku w którym się obecnie znajdują.
Śmiem natomiast twierdzić, że głównym wątkiem tej historii jest miłość. Miłość matki, która jest przecież bezwarunkowa. Jednak czy nie potrafi być również miłością destruktywną? Oceńcie sami, bo gdy zaczyna się Wam wydawać, że świat znowu jest czarno-biały to autor burzy tę wizję. Ten thriller psychologiczny „wbija” czytelnika w fotel dosłownie i w przenośni. Tak właśnie zrobił ze mną mimo niefortunnego początku.
Uważam, że książka napisana jest naprawdę bardzo dobrze. Marrs w przemyślany sposób bawi się uczuciami czytelnika i gdy ten sądzi, że doskonale wie jak dalej potoczą się losy bohaterek pisarz robi zaskakujący zwrot akcji, którego nie można w żaden sposób przewidzieć. Umiejętnie buduje w powieści napięcie przez co przechodzimy od zrozumienia poprzez współczucie i nienawiść względem bohaterek, aby na końcu dotknęło nas poczucie żalu. To są emocje, które w dwójnasób podbijają moją ocenę powieści. Mogę zapewnić przyszłych czytelników, że autor faktycznie potrafi zapewnić emocjonalny rollercoaster i żaden miłośnik tego gatunku nie powinien czuć się zawiedziony odkładając książkę na półkę.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Burda Ksiązki.