Bałam się sięgnąć po Sedarisa. Gdzieś w głowie jawił mi się jako lektura ambitna, do czytania partiami, jednym słowem nie dla mnie. A z drugiej strony intrygował mnie. Cały proces wydawniczy, pieczołowicie dobrana okładka i fakt, że sięgnę po coś zupełnie nieznanego. Spróbowałam i od pierwszego przeczytanego zdania wiedziałam, że nie pożałuję tego wyboru.
"Calypso" to zbiór felietonów, które pozornie nie łączą się ze sobą, a po przeczytaniu paru układają się w dość spójną historię. Pozwalają one poznać Sedarisa, nawet dość dobrze, ale pytanie ile z tego jest prawdą a ile kreacją na potrzeby pisania? Autor dość swobodnie lawiruje pomiędzy tematami błahymi jak oswojony lis w ogródku czy zakupy w niezwykle modnym (i horrendalnie drogim) sklepie w Tokyo, a poważnymi i nawet traumatycznymi, jak samobójstwo siostry, alkoholizm matki czy despotyczny ojciec, który nie akceptuj syna geja. Próżno szukać w tych opowieściach użalania się nad sobą, żalu czy wyrzutów sumienia. Sedaris z taką samą łatwością pisze o swoich przygodach z fitbitem jak o samobójstwie siostry. Potrafi z rozbrajającą szczerością opisać ich ostatnie spotkanie i nie bić się w piersi z powodu swojego zachowania. A w tym wszystkim czytelnik nie zastanawia się na ile to jest szczere, a na ile to próba radzenia sobie z problemem poprzez wyśmianie i zbagatelizowanie go.
Sedarisa cechuje poczucie humoru, które nie trafi do każdego. Dla mnie to taka mieszanka czarnego humoru z brytyjskim: wyszukany, elegancki i zdecydowanie nie dla wszystkich. Czytając jego książkę śmiałam się regularnie co kilka stron, a gdy przez dłuższy czas nie pojawił się uśmiech na mojej twarzy słyszałam w głowie porównanie do Hugo: "Czemu się nie śmiejesz? Nie podoba ci się?".
Po "Calypso" nabrałam chęci na więcej i nawet nieśmiało pomyślałam o spróbowaniu przeczytania go w oryginale. Trochę na zasadzie sprawdzenia ile tracimy z tego humoru i języka w tłumaczeniu, które muszę przyznać było naprawdę dobre i celne.
Zastanawiam się również czemu Sedaris jest tak mało popularny w Polsce? Czy to problem właśnie trafnym tłumaczeniem? Nie od dziś wiadomo, że bylejakość zabija całą frajdę z czytania. A może jest dla nas za nowoczesny? Nie wpasowuje się w kanon? Mówi co myśli, szokuje, śmieje się z siebie, nie ma problemu z przyznaniem się do historii, które większość z nas chowa głęboko w czeluściach pamięci.
Zdecydowanie polecam sięgnąć po "Calypso". Gdzieś przeczytałam, że Woody Allen po przeczytaniu Sedarisa zwątpił w swój talent i przestał być śmiesznym. Niech to będzie najlepszą zachętą do sięgnięcia po tę książkę. To okładka, która nie pozwala przejść obok obojętnym.