“Razem przez całe życie… I nigdy nie pozwolę ci się poddać, rozumiesz ? Jesteś moim marzeniem.”
Gdy w naszym życiu pojawia się ktoś szczególnie dla nas ważny, wraz z nim pojawia się cała gama emocji. Pozytywnych i negatywnych. Sądzę, że większość z Was zgodzi się ze mną, że wśród tych negatywnych, na szczycie można umieścić bezsilność.
To właśnie bezsilność towarzyszy bohaterom książki “Leave me again” przez większość czasu. Bo nie mogą zrobić absolutnie nic by pomóc Leah. Mogą prosić by walczyła, by została, by się nie poddawała… Choć powodów by z nimi zostać ma ponownie coraz więcej, ostatnie zdanie ma jednak…jej serce.
Pierwszy tom dylogii Second Chance zrobił na mnie ogromne wrażenie. Choć nie jestem fanką słodkich historii miłosnych, ta rozkochała mnie w sobie bez reszty. Autorka zostawiła nas w połowie tej historii, zrozpaczonych praktycznie tak samo jak bohaterów - Camerona i Leah. Zostawiła go przekonana, że ją zdradził. Uciekła, nie zostawiając żadnej wskazówki dokąd, gdzie może jej szukać. A gdy dowiedziała się, że wszystko było perfidną intrygą, było już za późno…
Jednak los dał mu znak, że ona jest blisko i szybko z niego skorzystał. Teraz już nie odpuści, nie pozwoli na to by ich drogi ponownie się rozeszły. Ale choroba Leah nie należy do błahych i łatwo uleczalnych. Odzyskała wolę walki, ma powód by chcieć dalej żyć. Jednak bez przeszczepu, nie ma na to zbyt wielkich nadziei…
Autorka pokazuje tu w pewnym sensie, jak ważna jest transplantologia ale też jak trudne jest dla osób, które właśnie tracą kogoś bliskiego, pozwolenie, by “rozebrać go na części”. Jednak każda taka “część zamienna” może okazać się szansą na wiele lat życia dla kogoś innego. Sama wiem o tym doskonale, bo mam w domu człowieka będącego na takiej liście oczekujących. I mamy też świadomość jakie emocje targają Leah - czekać na czyjąś śmierć by uratować swoje życie, to jest na swój sposób makabryczne.
W tej książce nie brakuje miłości, zarówno tej pomiędzy Leah i Cameronem, jak i ze strony Danielle - przyjaciółki do grobowej deski, ze strony rodziców Leah oraz Camerona. Czuć ich wsparcie, czuć ich cierpienie, strach i wspomnianą już bezradność. Mamy też niemało namiętności, chwil radości, tych dających nadzieję na lepsze jutro i chwil niezwykle dramatycznych, gdy serce Leah traci siły do walki. Strach o to jak ta historia się zakończy, towarzyszy niemal do ostatniej strony i pod koniec… sama niemalże czułam potrzebę skorzystania z defibrylatora. Ale za to, to już bęcki ewidentnie dostanie autorka. Ja naprawdę zaczynam się bać, że którejś za takie akcje w końcu spuszczę manto, a wciąż nie mam pewności czy książki mogę ze sobą zabrać do więzienia…
Piękna historia takiej niespodziewanej miłości, która z pozoru, biorąc pod uwagę początki tej pary, nie miała szans na to żeby w ogóle się zrodzić, a tym bardziej tak mocno nimi zawładnąć. I choć takich dramatycznych momentów nie brakowało, jednak wszystkie związane były z chorobą Leah. Brakowało mi tych innych, takich jak w poprzednim tomie - zazdrości, tych intryg. Zbyt łatwo autorka rozwiązała wg mnie wątek narzeczonej Camerona, to mogłoby być tym dodatkiem którego mi tu brakowało. To przejście od ich rozstania do odnalezienia się i decyzji, że znów są razem, można było rozciągnąć, bardziej skomplikować. Ale… Ja lubię się czepiać, co często zaznaczam ;) i finalnie dylogia jest jedną z moich ulubionych, mimo wszystko.
Fajnym dodatkiem z kolei było wprowadzenie bohaterów odgrywających dość ważną rolę w …uzyskaniu nowego serca dla Leah. Ciekawy pomysł i ukłon w stronę autorki za to jak ten wątek rozegrała. O co konkretniej chodzi, nie zdradzę, żeby nie odbierać przyjemności z czytania, tym którzy mają książkę jeszcze przed sobą. A warto po nią sięgnąć. Warto sięgnąć po obie części. Ja serdecznie za nie dziękuję i polecam !