Każde z nas ma autorkę / autora, po których sięga w ciemno. Dla mnie Mackienzie jest jedną z takich i choć czytałam opis, choć miałam świadomość, że to dylogia to jakoś mi to z głowy w międzyczasie wyleciało. Gdy zaczęłam czytać, losy Leah i Camerona pochłonęły mnie doszczętnie i pędziłam do końca by jak najszybciej poznać (miałam nadzieję, że) szczęśliwe zakończenie. Stron coraz mniej, a sytuacja coraz bardziej się komplikowała. Nadziei na to, że otrę łzy radości ubywało, a dla odmiany i coraz mocniej bałam się ostatniej strony. Ze stanem przedzawałowym zamknęłam ten tom ze świadomością, że nie mam pojęcia kiedy otrzymam ciąg dalszy. To boli. To okrutne niesamowicie i coraz częściej kusi mnie by autorki, które zostawiają czytelnika w takim stanie jak Mackenzie mnie, zostały poddane torturom… Ale ciiii… bo to karalne…
Ale po kolei, bo już się nakręciłam, a co najmniej część z Was nie rozumie o co mi chodzi, bo nie każdy czytał tę książkę. Jednak sądzę, że każdy powinien.
Leah nie była na starcie tej historii, taką typową bohaterką tzn piękną, powalającą na kolana urodą. Miała za to kochających rodziców i oddaną przyjaciółkę - Danielle. Oni widzieli w niej więcej, widzieli jej wyjątkowe wnętrze, a nie lekką nadwagę czy aparat ortodontyczny. Jednak nie każdy ma w sobie wrażliwość i empatię. Cameron - chłopak, który imponował Leah, na pewnej imprezie potraktował ją wyjątkowo okrutnie, upokorzył na tyle mocno, że dziewczyna zdecydowała się skorzystać z programu wymiany uczniów i wyjechała do Anglii.
Po 3 latach wraca, odmieniona, przekonana, że wyleczona z zauroczenia i silniejsza. A ON szybko, ponownie pojawia się w jej życiu siejąc zamęt.
Dla odmiany teraz ona upokorzyła jego i obiecał sobie i jej, że tym razem ją zniszczy. Ale tym razem zaczyna dostrzegać jaka Leah jest naprawdę, zaczyna w niej widzieć kogoś, kto budzi w nim uczucia jakich dotychczas nie znał absolutnie. I mamy okazję widzieć jaka zmiana zachodzi w tym chłopcu, jak otwiera oczy na krzywdy, które wyrządził, na to jakie życie wiódł do tej pory i na to co jest w życiu naprawdę cenne. Czy gdy to zrozumie, nie wypuści tego co najważniejsze z rąk ?
Co w pełni zrozumiałe - Leah boi się zaufać Cameronowi. Kiedy tylko może, unika go jak ognia. Miłość jednak ma doświadczenie w ściganiu swoich ofiar ;) Wszystko w pewnym momencie, wydawało się idealnie układać, niestety nad tą parą od początku wisiało coś co mogło zrujnować ich spokój i szczęście. Tajemnica, strach, niepewność co do tego co przyniesie jutro. Leah z początku bagatelizuje pewne dolegliwości lecz nadchodzi moment gdy już nie jest w stanie udawać, że wszystko jest ok. Jak bardzo choroba namiesza w jej życiu ?
Nie tylko zdrowie okaże się problemem dla bohaterów. I gdy już można odnieść wrażenie, że są dla siebie wszystkim, nic ich nie rozłączy, życie tych dwoje runie jak domek z kart.
Gdy zajrzycie na profil autorki, znajdziecie grafikę z wątkami tej książki. Wśród nich jest depresja - choroba, która coraz częściej nas dotyka. Ale w treści książki to słowo chyba nie padło ani razu - dlaczego ? Bo nie musiało paść by czuć jej obecność. Nie sposób to opisać tu - w mojej skromnej recenzji. To jak opisała stan jednego z bohaterów nasza autorka, to jak precyzyjnie dała nam odczuć targające tą osobą uczucia, emocje… To było niesamowicie przejmujące, jeszcze się chyba nie spotkałam z opisami tak wyraźnie to oddającymi. Po prostu…podziwiam.
Choć w pierwszej połowie nie raz zaśmiałam się z tego co wyczyniali bohaterowie, to więcej tu takich emocji wzruszających. Nie mogę nie wspomnieć o tym jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie przyjaźń Leah z Danielle - one zdecydowanie są jak te bliźniacze dusze, jedna za drugą w ogień by poszła bez mrugnięcia okiem. I Ryan… Facet ma w sobie tyle wyrozumiałości, że powinien mi jej trochę pożyczyć.
Ale jakby nie patrzeć ( muszę znów to wypomnieć) autorka zupełnie nie licząc się z uczuciami zarówno bohaterów jak i czytelników, pozostawia nas z krwawiącym sercem, łzami w oczach, przerażeniem, niepewnością i masą pytań bez odpowiedzi. Otrzymamy je dopiero wraz z drugim tomem. A kiedy premiera ?Oby jak najszybciej. Nie dajcie nam długo czekać.
Są książki, które zostawiają nas w rozsypce. “Just promise me” wg mnie do takich należy. Ale choć każda strona zostawia rysę na sercu i psychice, to mimo wszystko tym poranionym serduchem kochamy takie najmocniej. Taki masochizm czytelnika. Niepozorna okładka w słodkim różu, z serduszkiem, to nie sygnał iż sięgamy po uroczy i słodki romans, nie dajcie się zwieść. Przygotujcie chusteczki, melisę i czytajcie, bo naprawdę warto.
Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
PS : Dawaj ciąg dalszy bo zrealizuje swoje groźby …