Bardzo lubię czytać powieści, których akcja dzieje się w przeszłości. Poznawanie nowych technologii, nowych planet i nowych nadprzyrodzonych stworzeń, zamieszkujących całkiem odmiennie planety sprawia mi dużo radości. Kiedy więc w Klubie Recenzenta znalazłam książkę, której akcja dzieje się w kosmosie byłam przeczęśliwa. Czy sprostała ona moim oczekiwaniom?
Główną bohaterką historii jest siedemnastoletnia Rosalita, która wraz z mamą mieszka na statku- Zorzy Polarnej. Statek ten wyruszył sto jeden lat temu w celu osiedlenia ludzi na planecie bliźniaczo podobnej do Ziemi- Geminie. Nasza rodzima planeta w wyniku wyniszczającej działalności człowieka, nie nadawała się do życia.
Statek jest podzielony na cztery strefy: Złotą, Terrę, Futurę i Gwiezdną. Zostały one wyodrębnione ze względu na status materialny, jaki sobą prezentują. Mieszkańcy najlepszej Złotej strefy cieszą się największymi przywilejami. Mieszkanie tam jest wielkim marzeniem Rosality. Kiedy więc dostaje stypendium i możliwość studiowania w wymarzonej strefie nie posiada się z radości. W miarę upływu czasu zaczyna odkrywać jednak coraz bardziej tajemnicze i niewyjaśnione zdarzenie, które mają miejsce na Zorzy...
Mam lekki problem z tą książką. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że ma wiele wad (o paru zaraz opowiem), z drugiej jednak sam proces czytania był dla mnie na tyle przyjemny, że nie chcę oceniać pozycji zbyt negatywnie. Dlatego opowiem o paru jej wadach (zalety tez się znajdą) i liczę, że na ich podstawie zdecydujecie, czy chcecie po powieść sięgać. Osobiście polecam ją dla młodszych czytelników, którzy nie obcują na co dzień z fantastyką i literaturą, której akcja rozgrywa się w przyszłości. Nie ma tu brutalnych opisów, język jest naprawdę lekki i przyjemny (miejscami lekko infantylny), autorka ma dobry warsztat, na ma zbędnych powtórzeń. Emocje, które towarzyszą podczas lektury nie są bardzo silne, nie zżyłam się zbyt mocno z bohaterami, ale niektóre rozwiązania fabularne dla mniej "wgryzionych" w sci-fi mogą się okazać nielada niespodzianką. Z kolei starszy czytelnik sięgając po tę pozycję, musi mieć świadomość, że nie zaskoczy go niczym niesamowitym. Ot, miła lektura na zajęcie paru godzin.
Co szczególnie mi przeszkadzało w czasie czytania było dość powolne tempo akcji. Ostatnie sto stron w tego typu książkach kojarzy nam się zawsze z ogromną ilością zwrotów fabularnych, bójek i emocji. Tutaj tak nie było. Akcja cały czas płynie dość powoli. Dodatkowo, kiedy tylko bohaterowie znajdą się w niebezpieczeństwie, nagle ktoś okazuje się być magicznie po ich stronie, ktoś im pomaga i zawsze wychodzą obronną ręką z tarapatów. To trochę mnie raziło, było mało wiarygodne. Jest nam również wmawiane zło "Złotych", jacy to oni nie są podstępni i okrutni, kiedy w rzeczywistości bardzo mało mamy na to w książce dowodów. Tylko czcze słowa.
Niestety mamy też wprowadzony tutaj wątek miłosny. A właściwie trójkąt w trochę innej osłonie. Uważam go za zupełnie zbędny (szczególnie pod koniec). Rozwiązanie tego miłosnego ambarasu jest bardzo naiwne. Jeden z bohaterów przechodzi nagle niespodziewaną, zupełnie znikąd wyjętą przemianę na "złola", co w oczywisty sposób ułatwia Rosalicie podjęcie decyzji, co do ostatecznego obiektu swoich uczuć. Było to bardzo naciągane...
Ostatnią rzeczą, o której chcę wspomnieć jest, niestety, wydanie książki, które pozostawia trochę do życzenia. Strony są śnieżnobiałe, przez co moje oczy miejscami bardzo bolały a sama książka, jak na swoją ilość stron, jest bardzo ciężka. Ale to już takie niuanse i moje osobiste czepialstwo ;)
Po przeczytaniu mojej recenzji możecie pomyśleć, że książka ma wiele wad i w zasadzie nie ma plusów. Każda z rzeczy, które wymieniłam jest moją osobistą preferencją i może być tak, że to właśnie to w powieści spodoba wam się najbardziej. Zachęcam do wyrobienia własnego zdania, szczególnie młodszych, bo to książka idealna dla powiedzmy trzynastolatki/a. Gwarantuję lekkość stylu, ciekawy pomysł, wielu zróżnicowanych bohaterów i dobrą zabawę w czasie lektury.