Ponownie spotykam się ze „Scarlett” i po raz kolejny jestem zawiedziona twórczością Barbary Baraldi. „Scarlett. Pocałunek Demona” ma o wiele więcej minusów, niż plusów, dlatego też od razu informuję, że książki nie polecam czytelnikom pragnących czegoś więcej niż niedojrzałej, młodzieńczej „miłości”.
Czytając książki Barbary Baraldi zadaję sobie pytanie: Kto uważa ją za „jedną z najważniejszych autorów nowego nurtu włoskiej powieści gotyckiej”? Przez to okropnie zraziłam się do literatury włoskiej i najprawdopodobniej przez dłuższy czas po nią nie sięgnę.
Z pierwszej części wiemy, że główna bohaterka – tytułowa Scarlett zostaje rozdzielona ze swoim chłopakiem Mikaelem, który zostaje zmuszony dopełnić obowiązki Strażnika. Dziewczyna popada w melancholijny stan i ogarnia ją przenikliwy smutek, który autorka opisuje przez większą część książki. Tak, powiało nudą.
Scarlett jest bezbronna, a w około zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Okazuje się, że pewien Demon został przebudzony i morduje młode dziewczyny w sposób dość przerażający. Główna bohaterka czeka na powrót ukochanego, ale czy zdoła być mu wierną, gdy na horyzoncie czai się przystojny Pół-Demon Vincent? Okazuje się, że relacje między tą dwójką diametralnie się zmieniają i są sobie bliżsi niż kiedykolwiek.
Pierwszą rzeczą, którą poruszę jest właśnie ta oklepana fabuła. Nagle dwójka zakochanych zostaje rozłączona, następnie pojawia się osoba trzecie i powstaje tzw. trójkąt miłosny. Wątek romantyczny jest tak sztuczny jak dialogi prowadzone przez bohaterów. Wynika to z charakteru głównej bohaterki, która pomimo tego, że ma 16 lat zachowuje się jak całkowicie niedojrzała 12-latka. Jej „wielka miłość” do Mikaela jest wymuszona. Najbardziej realistyczną postacią z całej książki jest Vincent, którego to osładzanie autorki nie dopadło. Widać w nim cechy ludzi, z którymi spotykamy się w życiu realnym, a nie w bajkach dla dzieci.
Jeśli chodzi o tajemniczego i morderczego Demona. Cóż, Barbara Baraldi moim skromnym zdaniem powinna skupić się właśnie na nim, niż smutku Scarlett. Ten wątek miał potencjał i został on nie wykorzystany tak jak powinien. Zbyt mało akcji, zbyt szybkie dojście do prawdy.
„Scarlett. Pocałunek Demona” jest pisana prostym słownictwem, które nie sprawia problemu. Niektóre opisy i porównania autorki naprawdę mi się podobały i wprowadzały w nastrój pozwalający wczuć się w akcję. Niestety po kilku zdaniach wkraczała Scarlett, która jak zawsze nosi swoje „all stary” i „bluzę z kocimi uszkami”. Nawet nie liczę ile razy Barbara Baraldi wspomniała o tych ciuchach czytelnikom. W pewnym momencie, czytając o ubiorze głównej bohaterki, wydobywało się ze mnie parsknięcie. Cieszę się, że autorka nie informowała nas jakie skarpetki nosi bohaterka.
Mam wrażenie, że książka powinna powędrować do odbiorców niewymagających i na pewno tych młodszych pań, które pragną banalnej „love story” z odrobinką paranormalu. Mimo, że niektóre sceny całkowicie nie pasują do tego typu czytelników. Sama nie wiem co chciała osiągnąć Barbara Baraldi tą serią. Upokorzyć się?
Nie polecam. „Scarlett. Pocałunek Demona” w ogóle nie trzyma poziomu. To kiepska książka, na którą najzwyczajniej szkoda czasu. W każdym razie jeśli ktokolwiek zabiera się za tę lekturę pamiętajcie, że ostrzegałam.
Ocena: 2/10