Bajki i baśnie to skarbnice postaci, wątków i motywów. Grzechem byłoby z nich nie korzystać, czy to w literaturze czy filmie. Są to historie uniwersalne i powszechnie znane. Kto bowiem nie zna historii Kopciuszka, Czerwonego Kapturka, czy Śnieżki. Wiadomo jednak, że każda historia musi iść z duchem czasu, dlatego ostatnio bardzo popularne wśród pisarzy jest sięganie po znane bajkowe motywy i prezentowanie ich w zupełnie nowej odsłonie. Przedsięwzięcie to jest dość ryzykowne, nie łatwo bowiem stworzyć coś nowego na znanej już kanwie, a jednocześnie nie wolno zbyt daleko odejść od oryginału, bo wtedy całość zwyczajnie traci sens. Co więc gwarantuje sukces takiej historii w nowej szacie? Odpowiedź jest prosta: dobry pomysł. Przemyślana i dopracowana koncepcja, wprowadzona w książkowe życie tak, aby czytelnika przyciągnąć, zaciekawić i już go nie puścić.
Gdy pod koniec minionego roku zabierałam się za lekturę Cinder, otwierającej Sagę Księżycową, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Okazało się jednak, że historia dziewczyny cyborga, będącej najzręczniejszym mechanikiem w Nowym Pekinie jest, krótko mówiąc, super.
Wielka przygoda Cinder, jej znajomość z księciem Kaiem oraz zagrożenie planety Ziemia ze strony Księżycowych ludzi; wszystko to okazało się ledwie wierzchołkiem góry lodowej. Początkiem wielkiej podróży po świecie przyszłości, naznaczonej motywami i postaciami ze znanych nam baśni.
Część druga jest bezpośrednią kontynuacją części pierwszej.
Cinder uznana na największego Wroga ziemi i Luny, świadoma już tego, kim jest oraz jakie ma umiejętności, podejmuje desperacką próbę ucieczki z więzienia. Przy tej okazji zyskuje nowego sojusznika, młodego kadeta, z przeszłością nieco kryminalną i dużą ilością dobrego humoru. Carswell Thorne okazuje się być dla Cinder bardzo pomocny i myślę, że jest świetnym materiałem na przyjaciela. Bohaterom udaje się uciec, przez co stają się najbardziej poszukiwanymi osobami we Wspólnocie Wschodniej.
Tymczasem po drugiej stronie kuli ziemskiej, w słonecznej Francji, rudowłosa i pełna temperamentu Scarlet Benoit, prowadzi desperackie poszukiwania zaginionej babci. Pomoc policji jest jednak znikoma, nikomu bowiem sprawa nie wydaje się podejrzana, ani godna uwagi. Scarlet sądzi jednak inaczej i nie rezygnuje z posuzkiwań. Przypadkowo poznany w miasteczku tajemniczy mężczyzna nazywający siebie Wilkiem wydaje się mieć jakieś informacje na temat babci dziewczyny. Z godnym podziwu uporem bohaterka zmusza Wilka do wyjazdu do Paryża, bo tam ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania, a przede wszystkim babcię.
W tle we wszystkich serwisach informacyjnych cały czas przewija się motyw ucieczki Linh Cinder z więzienia.
Młody cesarz Kai zostaje postawiony w bardzo trudnej sytuacji. Królowa Lewana daje mu ultimatum, a co gorsze Kai dobrze wie, że okrutnej władczyni chodzi tylko o zdobycie władzy nad Ziemią. Tę możliwość da jej ślub z Kaiem. Jaką decyzję podejmie młodzieniec?
W drugiej części Sagi Księżycowej autorka nie tylko wprowadza nowych bohaterów, co czyni akcję znacznie bardziej dynamiczną. Ponieważ część wydarzeń początkowo dotyczy raz jednej, a raz drugiej bohaterki, rozdziały są tak ułożone, że raz poznajemy wydarzenia dotyczące Cinder, a raz Scarlet. Dopiero w jednym z krytycznych finałowych momentów książki bohaterki spotykają się i ku swemu zdumieniu dowiadują się, że bardzo wiele je łączy.
Kontynuacja Cinder jest naprawdę godną jej następczynią. Ogólnie podobało mi się wszystko i na tym mogłabym zakończyć, ale ponieważ brzmi to bardzo bezkrytycznie postaram się to uzasadnić.
Wykorzystanie motywu Kopciuszka i pokazanie go w zupełnie nowych realiach było strzałem w dziesiątkę.
Wprowadzenie do historii Czerwonego Kapturka było równie dobrym, a może nawet dużo lepszym pomysłem. Gdybyśmy w drugiej części nadal śledzili poczynania samej tylko Cinder, powieść stałaby się wtórna i nudna. Ileż bowiem można śledzić ucieczkę bohaterki? No właśnie.
Okazuje się, że w sprawę Cinder i ukrycie jej tożsamości zaangażowanych było więcej osób, a cała intryga obejmuje znacznie większy zakres niż mogłoby się wydawać. Dzięki temu opowiadana historia nabiera głębi, a świat przedstawiony wiarygodności.
Książkę czyta się jednym tchem i naprawdę trudno się od niej oderwać. Widać, że całość jest przemyślana i skrupulatnie zrealizowana. Kiedy trzeba jest dowcipnie, kiedy trzeba ironicznie, a kiedy trzeba dramatycznie. Od razu chciałoby się sięgnąć po kolejną część i aż żal bierze, że tak długo trzeba będzie na nią czekać.
Polecam nie tylko fanom baśni w nowych odsłonach. Polecam wszystkim bez wyjątku.
Recenzja pochodzi z bloga: W Pępku Trójmiasta