Wymarzone mieszkanie w czterorodzinnym domu ze wspólnym ogrodem, blisko centrum, z niezłym widokiem i, można powiedzieć, prestiżowym adresem. Tytułowa sąsiadka wtajemnicza nas w wydarzenia rozgrywające się w klimatycznych murach i okolicach posesji. W pierwszoosobowej narracji opowiada o tym, jak lokalna społeczność reaguje, gdy w sąsiedztwie znajdowane są martwe koty w okolicznościach wystylizowanych na egzekucję na szubiennicy. Aż pewnego dnia w jednym z mieszkań odkryto zwłoki dorosłego mężczyzny... Dane z elektronicznych drzwi wejściowych do budynku wskazują na to, że w momencie morderstwa do bloku nie wchodził nikt z zewnątrz. Czy to oznacza, że wśród lokatorów jest zabójca? Przecież tam mieszkają także dzieci... A może sytuacja jest bardziej skomplikowana? Ściany, przez które wszystko słychać i rodzinne tajemnice, kłamstwa, zdrady, domysły i wyrachowanie. Co okaże się mniejszym złem? I czy morderstwo jest końcem czy początkiem? Jak zachowa się sąsiadka mająca gorący romans z zamordowanym i czy ma udział w przestępstwie? Bezpośredni? Pośredni? Świadomy? Czy przypadkowy? A może w ogóle?
Autorka pisze w sposób, który początkowo nie przypomina thrillera, jest historia, powoli wtrącane są retrospekcje rzucające coraz więcej światła na obecne wydarzenia, ale... Nie robi nic, żebyśmy poczuli się emocjonalnie związani z bohaterami. Są fakty, suche opisy, niewiele emocji ani psychologicznych rozterek. Dialogi z przeszłości nie są przytaczane w wersji dialogów, pisane są ciągiem np. "słyszeliśmy u siebie każde słowo, to nie do pomyślenia, odpowiedział pan Hoffmo". To było dla mnie na początku trochę dziwne, bo okazało się, że niektóre dialogi są jednak zapisywane tradycyjnie, do tej pory nie do końca rozumiem taki zabieg niekosekwencji. Książkę czyta się dobrze, ale bez wyrzutów sumienia odkłada na kolejny wieczór, bo nie ma zwrotu akcji, który popychałby czytelnika do niezwłocznego poznania dalszego ciągu. To kończy się ok. 300 strony. Wtedy powieść obyczajowa zamienia się w prawdziwy thriller. Pojawiają się wątpliwości, pojawiają się podejrzenia, nowe okoliczności, akcja przyspiesza, są aresztowani, są podejrzani, są drzwi ewakuacyjne, których otwierania nikt nie rejestruje i na nie pada soczewka narracji, są przemyślenia, które jak puzzle składają dotychczas nierozstrzygnięte a męczące umysł i duszę obserwacje. Są emocje nastolatków, ich nie do końca logiczne motywacje i nieoczywiste działania w imię własnych ideałów. I wtedy książkę trudniej odłożyć na kolejny dzień...
Jest przemyconych przez autorkę- psycholożkę- trochę, dosłownie symboliczna ilość, treści merytorycznych z dziedziny psychologii, ale to nie jest bieżące komentowanie wydarzeń i po osobie zajmującej się na co dzień wstdem, przemocą, poczuciem winy i teorią motywacji, oczekiwałam tego więcej, bo to też zajęcie głównej bohaterki, i w tej pierwszoosobowej narracji psycholożki zabrakło mi spojrzenia z punktu widzenia psychologa...
Są też urwane wątki, nie wiadomo co z ostatnim kotem, czy Emma używała drzwi ewakuacyjnych... No i nie wiadomo jak kończy się historia rodziny głównej bohaterki, ale to uważam za celowy zabieg.
Nie czytałam "Psychoterapeutki", poprzedniej książki Helene Flood, ale nie wykluczam, że to zrobię, bo pajęczyna relacji sąsiedzkich w Sąsiadce jest ciekawie upleciona i pomimo pewnych mankamentów, o których napisałam wyżej, książka jest warta zainteresowania.
Swój egzemplarz otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl, za co zarówno osobom tworzącym serwis, jak i Wydawcy serdecznie dziękuję.