Siedmioletnia Sara Crewe na co dzień nie ma żadnych powodów do smutku- jest to dziewczynka bardzo grzeczna, kochana i rozpieszczana przez swojego ojca. Obecnie sytuacja uległa jednak zmianie, bowiem dziewczynka musi opuścić znajome Indie, by przenieść się do Londynu, gdzie ukochany papa postanowił umieścić ją na pensji panny Minchin.
Londyńska rzeczywistość, tak odmienna od tej dotychczas znanej Sarze, nie przeraża siedmiolatki- szybko podbija serca koleżanek, po części za sprawą pięknych, przywiezionych ze sobą rzeczy, acz w dużej mierze dzięki własnemu charakterowi. Okazuje się jednak, że mimo dobrego serduszka ktoś nie do końca przepada za panienką Crewe... i to sama przełożona pensji. Gdy na skutek tragicznych okoliczności ojciec Sary umiera, dziewczynka zostaje bez jakichkolwiek środków do życia, bez rodziny- nikogo, kto przygarnąłby sierotę pod swój dach.
Teraz rozpoczyna się naprawdę trudny czas w życiu dziewczynki; ktoś jednak wciąż ma w pamięci jej dobre serce, a i przyjaciele nie pozostawiają jej samej...
Mała księżniczka to jedna z tych książek, które przewijają się w latach podstawówki. Swoją drogą pamiętam, że właśnie tę lekturę otrzymałam jako nagrodę za naukę, bodajże w trzeciej klasie właśnie. A że jak zapewne większość z Was lubię się cofnąć literacko do czasów młodości, to nowe wydanie od wydawnictwa MG było idealną opcją. Szczególnie, że przepiękna oprawa uśmiecha się do mnie teraz z półki (tak, lecę na okładkę).
Po części Małą Księżniczkę można by uznać za powieść skierowaną do najmłodszej grupy czytelników. Z drugiej jednak strony dorośli również znajdą tutaj coś dla siebie (już nie mówię o sentymencie). Sara Crewe miała dotychczas wszystko, o czym tylko zamarzyła; ów fakt nie sprawił jednak, iż była dzieckiem rozpuszczonym, a wręcz przeciwnie- pełna empatii, dobra i mimo przykrych wydarzeń silna. Dzięki temu -choć śmierć ukochanego papy uderzyła w nią z całą mocą- zdołała przetrwać w zimnym pokoiku na strychu. Mówi się, że dobro zawsze wraca i w przypadku tej dziewczynki ma to pokrycie w rzeczywistości. Była dobrą dla wszystkich, od małej dziewczynki do wszystkiego, Becky, po najbogatsze dziewczęta. Status materialny nie robił na niej wrażenia, a gdy jej samej odebrano wszystko, nie zmieniło to jej podejścia do drugiego człowieka. Czy ktoś lepiej nauczyłby nas radzenia sobie w trudnej sytuacji niż Sara Crewe?
Wiadomo, że z realnością ta powieść ma niewiele wspólnego; po pierwsze, rzadko trafiają się tak dobrzy ludzie (nie mówię, że wcale- po prostu rzadko), których sytuacja życiowa zmienia się jak w kalejdoskopie. Sara została "zrzucona" z piedestału, by zająć się usługiwaniem wszystkim wokół, a następnie... w jej życiu ponownie zapłonęła nadzieja. Jednak czy o realność tu chodzi? Nie. Mała Księżniczka w jakiś specyficzny sposób daje nam siłę, by pchać do przodu każdy kolejny dzień. Niegroźna opowieść, która otula serce nadzieją niczym ciepłym kocem.
Chciałabym na swojej drodze spotykać takich ludzi jak Sara. Mam nadzieję, że gdybyśmy mogli przeczytać o jej dalszych losach, to okazałoby się, iż wcale się nie zmieniła.
Chciałabym mieć w sobie jej siłę, która pozwoliła jej przetrwać głód, chłód i ekstremalne zmęczenie.
Co ciekawe, książka pani Burnett jest kolejną, która po drugim przeczytaniu skłania do zupełnie innej refleksji niż podczas pierwszej czytelniczej "podróży". O ile pierwotnie (choć byłam wtedy jakieś osiemnaście lat młodsza i nie w głowie było mi myślenie o świecie w ten sposób!) skupiłam się głównie na jej nieszczęściu, o tyle teraz uderzyła we mnie postawa dziewczynki. Dlatego sądzę, że warto wracać do lektur sprzed wielu lat- może właśnie w nich odnajdziemy coś, co pomoże nam na obecnej drodze życia.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa MG :)