„Bo jeśli grzech był jedynym, co mogło uchronić mnie przed tym mrokiem, byłam gotowa go popełnić".
Życie Beatriz legło w gruzach, gdy podczas obalania rządu jej dom spalono, a ojca zabito. Odtąd żyła na wygnaniu — w nędzy chowając się u jedynej rodziny, która jej nie odrzuciła. Gdy przystojny Rodolfo zaczyna się nią interesować, Beatriz ignoruje plotki o śmierci jego pierwszej żony i wbrew wszystkim głosom, postanawia go poślubić. Wkrótce wyprowadza się do hacjendy San Isidro. Szybko okazuje się, że ten dom nie będzie bezpiecznym schronieniem.
Książkę przeczytałam już dawno, natomiast długo zwlekałam z napisaniem swojej opinii o niej. Nie dlatego, że była zła. Wręcz przeciwnie — była bardzo dobra. Natomiast musiałam sobie ułożyć w głowie wszystkie wydarzenia, a potem porwały mnie obowiązki i zupełnie wyleciało mi z głowy, że finalnie nie napisałam tej opinii.
Jednak tak jak wspomniałam na początku — uważam, że książka jest bardzo dobra. Ma ciężki, gęsty klimat gotyckiej powieści. Zło tutaj nie sączy się powoli i dyskretnie. Ono uderza nas, kiedy tylko przestąpimy próg hacjendy. Obłęd, szaleństwo i histeria towarzyszą nam przez całą książkę. I jest tego tak dużo, że w pewnym momencie braknie nam tchu i potrzebujemy świeżego powietrza. Natomiast umiejętne poprowadzenie fabuły przez autorkę nie pozwala nam na odetchnięcie i oderwanie się od tej historii.
I tak czytamy dalej, dusząc się coraz bardziej. Serce wali jak młotem, ciarki przechodzą przez całe ciało i nie opuszcza nas wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Rozglądamy się, ale tam nikogo nie ma. Jednak to wrażenie nie opuszcza nas aż do końca książki. Z nerwów zagryzamy zęby i spinamy mięśnie, ale kontynuujemy, aby dotrzeć do finału.
Jest to książka, która zdecydowanie zostanie w mojej pamięci. Z pewnością klimat i pomysł na fabułę odegrał tutaj wielką rolę. Nie chcę spojlerować, dlatego nie będę pisała zbyt wiele o zakończeniu. Musi wystarczyć Wam to, że nie jest takie jak wszędzie. Idealnie pasuje do całości tej książki.
Jedynym zgrzytem, który mi tutaj przeszkadzał byli bohaterowie. Mimo że mieli charakter i nie byli nijacy, to jakoś nie za bardzo przypadli mi do gustu. Nie zapałałam do nich sympatią na tyle, żeby im szczerze współczuć. Jasne było mi ich żal, szczególnie Beatriz po jednej z ważniejszych scen, natomiast i tak pozostał we mnie ślad irytacji, bo nie za bardzo rozumiałam całości jej decyzji.
Na uznanie natomiast zasługują odniesienia do meksykańskiej kultury. Było ich tutaj dużo. Nie tylko obyczaje, religia czy stroje. Autorka bardzo dokładnie opisała wojnę o niepodległość Meksyku. Czuć było, że ten temat nie jest jej obcy i ma bardzo dużą wiedzę. Bardzo to doceniam, bo dzięki temu książka nabrała charakteru. Do tego autorka pięknie pisze. Posługuje się cudownym językiem, dzięki, któremu książka nabiera także dużej wartości estetycznej pod względem językowym.
Dużą rolę w tej książce zajmuje nie tylko wojna o niepodległość, ale także wolność jako taka. Beatriz pragnie wyrwać się z domu, aby odciąć się od swojej przeszłości i w końcu być wolną. Chce uwolnić siebie i matkę od ciotki, która się nad nimi znęca. Pragnie także wolności od postrzegania jej jako córki mężczyzny, który został zabity za zdradę. Chce się uwolnić od postrzegania siebie poprzez jej ciemniejszą cerę. Podobnie Andreas — który jest drugim narratorem w tej powieści. Ten ksiądz chce się uwolnić od oczekiwań, które są na niego zrzucone przez to, kim jest. Chce uwolnić swoje prawdziwe ja — natomiast strach przed byciem sobą w kraju bardzo chrześcijańskim go powstrzymuje.
Długie pola agawy, wszechobecna szarość i umierający ogród, które pojawiają się w tej książce, są świetną alegorią zepsucia, które towarzyszy nam przez całą książkę. Zło tutaj ma nie tylko wymiar duchowy. Ono objawia się w całym otoczeniu hacjendy. Na koniec symbolicznie przychodzi deszcz i burza, które oczyszczają nieco atmosferę.
Książkę zdecydowanie polecam. Klimat jest tutaj tak gęsty i duszny, że naprawdę warto sięgnąć dla niego po tę książkę. Nawiedzony dom, wierzenia meksykańskie i cała kultura Meksyku, są tutaj tak dobrze opisane, że miałam wrażenie, że przeniosłam się na pola agawy i obserwowałam stamtąd wydarzenia, które rozegrały się w San Isidro.