Płaza, pisarz, którego znają nieliczni. A szkoda. Szkoda, bo jest to wybitny człowiek o niebywałej inteligencji, delikatności oraz widzeniu. Do tego wystarczy dodać jego dobry fach i mamy coś, co mogę nazwać perełką w okładkach. "Robinson..." jest powieścią na poły niewinną, acz trudną do zakwalifikowania. Wymyka się zakatalogowaniu, odstaje nieco. To powieść, która zachęca tych, co szukają w książkach innych miejsc, światów, uczuć i co nie boją się całkowitego wchłonięcia w ową przestrzeń. Powieść uzurpuje sobie prawo do wyłączności, ale jednocześnie zmusza do powolnego czytania. Do kontemplacji i smakowania. Powolnego. Tylko tak można bowiem dostrzec to ukryte w niej piękno i głębie.
A czego żąda od nas? Na początku wczytania się w zdania. Powoli bowiem trzeba się jej "nauczyć" i przyzwyczaić do niej, by potem dać się prowadzić na oślep. I choć z każdą stroną rośnie w czytelniku przeczucie coraz ciężej stawianych kroków, to i tak brnie dalej. Czy to ciekawość? Czy może brawura? A może to tylko chęć kolejnej przygody?
Oto poznajemy losy trzech mężczyzn i trzech kompletnie różnych kobiet. Tak, one też mają tu dużo do powiedzenia, czasem do wypłakania, a nawet do wykrzyczenia. Jest matka, Łucja, dożywająca sędziwego wieku, zapadająca się w chorobie. Jest ona, ona jedyna, do której wraca on, Robert. O której myśli on, tęskni nie przyznając się do tego, o której nawet marzy. To Urszula, córka kamieniarza Franciszka. I jest ta trzecia, kobieta z miasta, znawczyni dzieł sztuki i awangardy, Julia.
Ta książka nie istniałaby bez żadnej z tych postaci. Gdyby wyciąć z niej hrabiego, czy Franciszka... To nie byłaby ta sama powieść, nie ta fabuła, nie taki miałaby oddźwięk. Na kartach muszą być oni i tylko oni. I chyba dlatego personalizacja nie jest łatwa. Wręcz niemożliwa, bo jak wytłumaczyć fakt, że wchodzi się w osobowość wszystkich jednocześnie? Jestem Urszulą, ale patrzę oczami Łucji. Czuję gorycz hrabiego i jednocześnie rozdarcie patrzącego na jego śmierć. Trudno jest przywdziać buty jednego z bohaterów. Dlatego lepiej nie próbować. Nasze emocje rozszczepiają się na wszystkich i wszystko jednocześnie. I to jest chyba jej piękno.
Nie chcę pisać dokładnie o treści. To zbyt trudne, ale i niepotrzebne.
Ta powieść żyje we mnie cały czas. Wraca w najmniej oczekiwanych momentach. Każe szukać sobie podobnych, czy to w trudnych tematach, skrywanych tajemnicach, czy klimacie wsi i gnuśności ludzkiej natury. Tu żyje się ciężko, wręcz trudno, a mieszkańcy przeżywają relacje i ból znacznie głębiej, niż nam się wydaje. Uczucia trawią ich trzewia, palą wnętrza, samotność pazurami otacza ich jak linami. Trudno się ocknąć po takiej dawce emocji, jaką daje "Robinson..".
Powieść nie dla każdego.
Trudna, wymagająca perła literatury.
Pełna sekretów, niedomówień i ... skrywanej samotności, której się każdy wstydzi.