“Salamandra. Historia o niedojrzałej dojrzałości” jest już czwartym tomem serii “Matki, czyli córki” spod pióra Nataszy Sochy. Dotychczas jeszcze nie czytałam żadnej książki autorki, ale przygodę z tą zaliczam do udanych. Jednak nie było tak od samego początku lektury, ponieważ mniej więcej do połowy objętości woluminu… zastanawiałam się raczej nad odłożeniem książki… Okazuje się, że to jedna z tych pozycji, która potwierdza regułę o zaletach czytania powieści do końca, gdyż wiele może nas jeszcze zaskoczyć. Rzadko się to zdarza, ale jak widać - zdarza. Jak to się stało, że jednak jej nie odłożyłam i jeszcze diametralnie zmieniłam o niej zdanie?
W początkowych rozdziałach, gdzie między innymi był przypominany wątek matki i babki Kaliny drażniły mnie niewyobrażalne zbiegi okoliczności, które spotykały tamte bohaterki i absurdalność tych sytuacji. Dodatkowo do połowy książki nie mogłam znieść zachowania samej głównej bohaterki, czyli Kaliny. Jej reakcja na zdradę przez partnera była dla mnie wręcz groteskowa. Niechęć, apatia, lekceważenie uczuć swoich bliskich. Byłam przekonana, że to jedna z tych książek, gdzie nic się nie dzieje, a później… dalej nic się nie dzieje. Ale wszystko jednak ma sens! Mniej więcej w połowie książki następuje taki plot twist, że aż mnie wbił w fotel. Od tego momentu moje podejście do tej lektury całkowicie się zmieniło. Od totalnej niechęci, aż do czytania z wypiekami na twarzy.
Kalina to 54 letnia kobieta, porzucona przez partnera, Kosmę, po jego wcześniejszej zdradzie. Trochę przeraża mnie relacja Kaliny z Konstancją, czyli córki z matką. Jak wynika z książki, w przeszłości Kalina “uciekła z domu” w wieku 46 lat z mężczyzną. Tak, to nie pomyłka, chodzi o kobietę, która miała wtedy 46 (słownie: czterdzieści sześć) lat. Choć przez to trochę boję się wracać do wcześniejszych części, to jednocześnie jestem dziwnie ciekawa co tam się działo.
Kalina ma dwie córki. Jedną dorosłą, Kirę oraz ośmioletnią Helenkę. Obie latorośle wspierają matkę jak mogą w ciężkim czasie po rozstaniu. Jednak u Kaliny to załamanie trwa już dwa lata, dlatego dziewczyny postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i przywrócić swojej rodzicielce radość z życia. Pojawia się pomysł kupna psa, ale schodzi na dalszy plan gdyż później po konsultacji starszej córki, Kiry, z jej dziadkiem a ojcem Kaliny, wspólnie decydują się na wynajęcie opiekunki, a raczej opiekuna dla Helenki (młodszej córki). Liczą, że dzięki Jakubowi matka będzie mogła wytyczyć dla siebie nową mapę marzeń i konsekwentnie, bez wymówek zacząć ją realizować. Czy tak rzeczywiście się stanie?
“(...) tak długo, jak długo marzymy i chcemy te marzenia spełniać, chcemy też żyć.”
Kira wpada też na pomysł utworzenia kręgu kobiet, co miałoby pomóc jej matce w otwarciu się i wypowiedzeniu na głos wszystkiego co ją boli w gronie osób, które jak ona przeszły trudne chwile. Czy Kalina zgodzi się na uczestnictwo w warsztatach mających na celu uzdrawianie dusz? Jak taki krąg wygląda i czy rzeczywiście może mieć taki kojący wpływ, jak myśli o tym Kira? Książka należy do grupy tych przyjemnych w odbiorze i “szybkoczytalnych”, które można pochłonąć w jeden lub dwa wieczory. W ostatecznym rozrachunku polecam ją na relaks i nie wykluczam, że kiedyś sięgnę po wcześniejsze tomy.