Nie ma co się okłamywać i czarować, pora spojrzeć prawdzie w oczy: kocham sagi rodzinne, a już napisane z takim rozmachem jak Spotkajmy się zanim przyjdzie zima to wręcz uwielbiam. Mam nadzieję, że Pan Zbigniew kończy albo już napisał dalszy ciąg, bo nie ukrywam, że odczuwam niedosyt, że już o wiązance pod adresem autora nie wspomnę. I zdecydowanie nie mam tu na myśli wiąchy kwiatów w podziękowaniu od wiernej czytelniczki, ale słownictwo, którego nie powstydziliby się stali bywalcy budki z piwem. Ostatnio miałam przyjemność czytać sporo książek o podłożu historycznym, ale ta na długo zapadnie w mojej pamięci, bo jest najzwyczajniej w świecie genialna. Wiedziałam już jak zobaczyłam okładkę, że książka musi być moja. Nie uważacie, że okładka zachwyca i daje do myślenia. Mnie urzekła swoim minimalizmem, a jeszcze wydana starannie, w twardej obwolucie. Czego można chcieć więcej? Jasne, że treści, bo nie ocenia się książki po okładce, ale ja jestem sroka i lubię napawać oczy pięknymi widokami.
Autor z rozmachem i wielkim stylu pokazuje nam historię, od której nie sposób się oderwać i którą czyta się z wypiekami na twarzy. Autor precyzyjnie porusza się po dziejach Polski od powstania styczniowego kiedy to wszystko się zaczęło, przez I wojnę światową, rewolucję październikową, II wojnę światową i aż do współczesności. Historia zaczyna się w 1863 roku kiedy to poznajemy Oleńkę Zaporewicz i Jana Młynarskiego młode pokolenie dwóch zwaśnionych rodów. Między młodymi rodzi się uczucie i na przeszkodzie do szczęścia staje im powstanie styczniowe, które rozdziela ich jak się okazuje już na zawsze. W bitwie pod Żyrzynem Polacy zdobywają transport rosyjskich rubli. Jan jedną ze zrabowanych monet zachował dla siebie i podzielił ją na dwie połówki: dla siebie i dla ukochanej Oleńki. Przez wieki dwie połówki monet przechodzą z rąk do rąk, z pokolenia na pokolenie, ale czy przyniosą one szczęście? Tego dowiecie się sięgając po Spotkajmy się zanim przyjdzie zima Zbigniewa Zborowskiego.
Przeszłość i współczesna historia Moniki Wilczyńskiej splatają się ze sobą jak wątki osnowy. Kim jest Monika i z którego rodu się wywodzi, a może nie pamięta swojej przeszłości i nie wie nic o swoich przodkach?
Genialna, rewelacyjna, cudna ... tak można określić najnowszą powieść Zbigniewa Zborowskiego. To książka nie tylko wielowątkowa i z ogromem postaci, z których każdy wnosi coś do sprawy. Saga rodzinna z wątkiem historycznym, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością. Uwielbiam książki napisane z takim rozmachem i uważam, że to obowiązkowa lektura dla każdego i każdy znajdzie w niej coś dla siebie: romans, kryminał, sensacja, a przede wszystkim historia, o której często nie pamiętamy, a ma wpływ na każdego z nas i każdy powinien ją znać. A gdyby tak dodać Spotkajmy się zanim przyjdzie zima do kanonu lektur szkolnych?
O matko jak ja już bym chciała sięgnąć po kolejną część :( na pocieszenie zostaje mi Głos przeszłości Pana Zbigniewa, bo nie czytałam, ale już ma ściągnięta na Legimi i w najbliższym czasie po niego sięgnę.
Polecam Wam z całego serca najnowszą książkę Zbigniewa Zborowskiego, bo to lektura zasługująca na uwagę.