Ciekawe doświadczenie literackie :) Edigey, choć sam adwokat, rzadko wplatał w swoje kryminały wątek sądowy, zazwyczaj widzieliśmy po prostu pracę jakże oddanych PRL i prawych milicjantów albo adwokatów - w pierwszym rzędzie Ruszczyńskiego, będącego zapewne alter ego samego autora - będących w tym świecie także odpowiednikiem prywatnych detektywów. Tu mamy właśnie wyjątek od tej zasady. I trzeba przyznać, że naprawdę czuć te emocje, czuć salę sądową, widać, że obaj przeciwnicy procesowi to świetni specjaliści, pisarz potrafi przestrzegać zasady "Show, not tell", choć pewnie nigdy o niej (tak sformułowanej) nie słyszał :) Generalnie klimat się w tej powieści udał, czuć także chemię między postaciami, stałymi gośćmi Edigeyowskich kryminałów. To nie zawsze się Edigeyowi udawało, tu się udało. Czuć wreszcie okrucieństwo niemieckiej okupacji, wspomnienia wciąż żywe w ludziach po czterech dekadach. Swoją drogą gdy w tekście w pewnym momencie wzmiankowany został prezydent Reagan, to byłem wręcz zaskoczony, że to już lata osiemdziesiąte :) No i dobrze wyszedł nienachalnie malowany portret psychologiczny oskarżonego, niezależnie od tego, czy winnego tego co jest mu zarzucane niezbyt sympatycznego chyba człowieka.
Styl typowy dla autora, nie ma tu może tylko ozdobników co w innych jego powieściach, choć nie można powiedzieć, by tekst był od nich wolny. Owszem, bywa żmudnie, ale do finału udaje się dobrnąć bez bólu :)
Zarzuty? Początek popsuty faktem, że o tym, co przytrafiło się inżynierowi Wróblewskiemu dowiadujemy się po prostu z jego opowieści. Patrzcie, o ile lepiej by było, gdybyśmy w tym czasie widzieli świat jego oczami, to jak ludzie wokół odsuwają się od niego, są dla niego coraz bardziej nieprzyjemni. Jaki to ma potencjał, jak ciekawie by się czytało, gdybyśmy najpierw zobaczyli to stopniowe walenie się jego świata, a potem dopiero udał się on do adwokata po pomoc. Także to moim zdaniem mocno zmarnowana szansa.
Za to samorozwiązanie zagadki bardzo w porządku, był tu pomysł i wykorzystano go w pełni. Smaczku dodaje mu fakt, że pewna postać nawet czegoś tam nie pamiętała.... :) Ha :D Choć trzeba przyznać, że jakoś tak sporo zbiegów okoliczności złożyło się na tę fabułę.
Nic wybitnego, ale przeczytać można.
Aha, no i to "W każdym bądź razie" w tekście było dość rażące ;/