Kto żyw: okulary na nos, kubek gorącej herbaty, czy innego napoju do picia, proszę rozsiąść się w wygodnym fotelu i natychmiast książka w dłoń! Nie byle jaka, nie pierwsza z brzegu, a konkretnie „Crimen” Józefa Hena, panowie i panie. To lektura odpowiednia na zimowy czas, bo zagrzać może niejednego czytelnika. Choć i latem w okresie wakacji zapewne, czytałoby się ją świetnie, marząc o przeżyciu przygód choć w połowie tak ekscytujących (lecz bezpieczniejszych), jak przygody bohaterów książki.
„Crimen” po raz pierwszy wydany został w 1975 roku. Powieść okazała się tak atrakcyjna i przebojowa, że na jej podstawie nakręcony został serial, pod tym samym tytułem, ze świetną obsadą (Bogusław Linda, Edward Lubaszenko, Ewa Błaszczyk, Jerzy Kryszak, Jan Frycz…wymienić można całą obsadę, bo to plejada polskich gwiazd).
Po raz drugi książką zainteresowało się Wydawnictwo Erica, wydając powieść w 2011 roku, za co należy bić Erice pokłony. Bo dzięki temu z „Crimenem” Hena mają okazję zaznajomić się nowi czytelnicy, lubujący się w powieściach przygodowo-historycznych; jest to również okazja do przypomnienia sobie samego Józefa Hena, wybitnego polskiego pisarza, scenarzysty, publicysty i dramaturga. Postaci debiutującej już w roku 1947 powieścią „Kijów, Taszkent, Berlin. Dzieje włóczęgi”, która została uznana za debiut obiecujący. To okazja do przybliżenia młodemu pokoleniu wybitnego pisarza, starszemu zaś czytelnikowi przypomnienia o jego istnieniu.
„Crimen. Opowieść sensacyjna z XVII wieku”, to powieść historyczno-przygodowa, której jednym z wielu atutów jest stylizowany na staropolszczyznę język. Pełno tu zwrotów, powiedzonek, czy sentencji, które sprawiają, że czytelnik przenosi się w czasy panowania w Polsce Wazów, w okres rozprzestrzeniania się reformacji, okres zawieruch i angażowania się polskiej szlachty w różne, często dziwaczne z punktu widzenia współczesnego człowieka przygody. Język ten sprawia, że czytelnik wciągnięty zostaje w wir przygód, które stają się mu bliskie i w pełni akceptowalne. Przybliża on także realia epoki, tak odległej naszym czasom.
Powieść traktuje o powracającym z dymitriad Tomaszu Błudnickim. Młody wciąż szlachcic spędził kilka lat w niewoli na Rusi Czerwonej, gdzie wplątał się w epizod walk o tron carski. Już w czasie podróży do swojego majątku dowiaduje się, że jego powrót nie przez wszystkich jest wyczekiwany. Błudnicki odkrywa również, że jego ojciec zszedł z tego świata w niewyjaśnionych okolicznościach, a jemu samemu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Tomasz postanawia rozwiązać zagadkę śmierci ojca, szybko przekonując się, że plotki na temat jego zabójstwa mają silne podstawy i nie są wyssane z palca.
Książka poza walorem czysto przygodowym, który jest silną stroną powieści, wartką akcją i częstymi, zaskakującymi jej zwrotami, przemyca w tle informacje o złotej wolności szlacheckiej i o problemach z nią związanych, wiadomości o samej epoce, ludziach w niej żyjących, reformacji w wydaniu polskim, czy ogólnie o kulturze niematerialnej tego okresu. Ukazuje mozaikę kulturową, jaka charakteryzowała dawną XVII-wieczną Rzeczpospolitą, z Tatarami, Rusianami, Żydami i Polakami, arianami, katolikami, ze szlachtą i chłopstwem, etc. W ciekawy sposób ukazuje stronę obyczajową. Prawdziwa gratka dla pasjonatów historii.
Do tego wszystkiego dodać trzeba, że autor wykreował oprócz fascynującego świata i wciągającej intrygi, postaci, które na długo zapadają w pamięć. Są niezwykle barwne, charakterystyczne i głęboko zapadające w pamięć. Tu nie ma miejsca dla płochych niewiast, czy bezpłciowych kawalerów. Każda postać wnosi coś wyjątkowego: jedna nutkę fantazji i spontaniczności, inna przebiegłości i przekory, jeszcze zaś inna naiwności i dziecięcej dobroci. Wymieniać można długo, bo postaci charakternych nie brak w „Crimenie”. I choć przypominać mogą czasem bohaterów znanych już wcześniej z literatury, mają jednak w sobie odmienność, która sprawia, że żyć mogą poza książkowym życiem, w sferze ludzkich emocji, ludzkiej pamięci. Bo każda z tych postaci niechybnie w pamięć zapada. Mamy więc do czynienia z piękną Urszulą, która z Urszulą Kochanowskiego wspólne ma tylko imię, jest Natalia zwana Jewką (trochę podobna do Jagny Paczesiówny z „Chłopów” Reymonta), Tomasz Błudnicki, dla mnie „Giaur” w czystej postaci, choć pewnie literaturoznawcy chwyciliby się za głowy, twierdząc że grzeszę głosząc ten pogląd.
Także dzięki dwóm sposobom narracji, książka zmienia tempo, to zwalniając, to przyspieszając akcję, to skupiając się na stronie przygodowej, to wprowadzając elementy humorystyczne. Na czytelnika czekają więc w książce sceny z odrąbanymi dłońmi, głowami odciętymi i zatopionymi w miodzie, z drugie zaś strony dla rozluźnienia atmosfery wprowadzona jest narracja z perspektywy dziecka, z dziecięcym, nieco naiwnym i zabawnym spojrzeniem na świat.
Dla miłośników romansów nie zabraknie też wątku miłosnego. Z trójkątami, czworokątami i różnymi innymi konfiguracjami i zawirowaniami. Miłość nie tylko wisi w powietrzu, ale wręcz to powietrze wypełnia. Tomasz kocha Urszulę, Urszula z kolei zaszczyty, bogactwo i tytuły, Ligęza darzy miłością Jewkę, Jewka pana, męża, potem i samego Ligęzę. Przykładów można mnożyć. Wątek jest tak frapujący, że szczegółów podawać nie będę, by nie odbierać przyjemności odkrywania zawirowań w tej delikatnej materii. Miłość, podobnie jak i inne czyny bohaterów, jest tu często występkiem.
Zachęcam zatem do lektury powieści, której tytuł oznacza ni mniej ni więcej, a przestępstwo właśnie. Każdy odkryć musi sam, z jakimi przestępstwami (oprócz już wspomnianych) przyjdzie mu się zmierzyć.