Książkę „Rywalki” autorstwa Kiery Cass, sięgnęłam z sercem na ramieniu. Myślałam sobie, że albo będzie to kolejny kicz wypuszczony na fali książek o miłości dla nastolatek, albo ciekawy pomysł ujmujący dość oryginalną historię – coś w rodzaju baśni. No bo co innego może przyjść do głowy, gdy ma się przed sobą dzieło o takiej fabule…
Trzydzieści pięć dziewczyn z Illéi, z różnych klas społecznych, od najwyższej (1) do najniższej (8), walczy o rękę jednego księcia. Trochę jak Kopciuszek w wersji Rambo. Dlaczego? Bo walka jest bezwzględna. Do zdobycia jest nie tylko przystojny książę, ale i awans społeczny (do pierwszej klasy), bogactwo, władza i… Korona. Eliminacje to wybór z całej społeczności młodych kobiet, tych wybranych 35, które maja zamieszkać w pałacu i starać się o rękę księcia Maxona. Ich motywacja jest różna, ale cel jeden, więc warto! Nie… zaraz, to by była nudna fabuła, lepsza jest taka, gdy jedna kandydatka z trzydziestu pięciu wcale nie chce wyjść za księcia, bo jej serce należy do kogoś innego. America Singer to ładna, rudowłosa dziewczyna z klasy numer 5, a więc jest artystką. Ona i jej rodzina nie zarabiają zbyt wiele, jedzenia nigdy nie jest za dużo, a pracy odpowiednia ilość. Jednak to nic w porównaniu z cichym wybrankiem serca Americi, Aspenem. Chłopak jest z klasy 6. Zarabia na życie służąc innym. Ich miłość nie jest zakazana, ale na pewno jest trudna. Jeżeli America poślubi Aspena, jej klasa społeczna zostanie obniżona do 6. Chłopak wiedząc jak trudne jest życie z takim piętnem, zrywa z rudowłosą. Mniej więcej w tym samym czasie dziewczyna dostaje list z możliwością zgłoszenia się do konkursu na żonę dla księcia. Namówiona przez rodziców, oraz przez samego Aspena, America zgłasza się do konkursu i przechodzi wstępną eliminacje. Razem z 34 innymi dziewczynami, rusza do pałacu. Jednak wygoda, piękne stroje, pyszne jedzenie i miły książę nie zaleczą tak łatwo złamanego serca. Choć bohaterka mówi wprost księciu, że z miłości nici, Maxon zafascynowany dziewczyną, nie odsyła jej do domu, ale nie tylko on nie rezygnuje z Americi…
Wciąż tak naprawdę nie mogę uzgodnić sama ze sobą, czy to co przeczytałam jest kiczowatą historią, czy powieścią równie dobrą co „Igrzyska Śmierci”. Wszystko dzieje się w alternatywnej przyszłości, na terenie dawnej Ameryki, w świecie wyniszczonym przez wojny. Zarówno pomysł jak i samo wykonanie książki jest ciekawe. Wyjaśnienie wyboru żony tak niekonwencjonalnym sposobem jest proste, lud ma czuć swoje uczestnictwo w sprawowaniu władzy oraz jest to sposób na „integracje”. Tu klasa w jakiej dziewczyna się urodziła nie jest ważna. Również sama bohaterka nie jest konwencjonalną, słabą dziewczyną. Jest za to silna, pewna siebie i szczera. Mimo przebieranek i ładnych fatałaszków, chce pozostać sobą, a co najważniejsze, nie myśli w kategoriach czy biedny Aspen czy bogaty książę i pozycja. Jej szczerość i oddanie uczuciu naprawdę mnie urzekły. Do tego, książkę przeczytałam naprawdę szybko, wręcz jednym tchem. Jest ona ciekawą odmianą po tych wszystkich powieściach w których zagubiona dziewczyna trafia na przystojniaka, krążącego wokół niej jak naturalny satelita (patrz: Hellheaven). Tu rywalek jest całkiem sporo, wszystkie są zdeterminowane, pewne siebie oraz bardzo piękne.
Co mi się nie podobało? Ta historia miała w sobie za dużo „lukru”. Fatałaszki, najlepsza tkanina, makijaż, fryzjerzy… mimo iż jestem kobietą i jak każda z nas wiele czasu poświęcam na wygląd zewnętrzny, to jednak dokładne opisy tego co America (i inne damy), miały na sobie, jak były uczesane, było męczące. To tak jakbym czytała podręcznik kosmetyczki. Chciałabym również lepiej poznać świat bohaterki, inne klasy – co robią, czym się zajmują? Jaka jest teraz polityka państwa? Było to pokrótce wspomniane, ale stanowiło mało znaczące tło – miejscami wręcz naciągane. Większość opowieści kręciła się wokół Americi, Maxona i Aspena. Również narracja pierwszoosobowa bohaterki – bardzo ładna, kwiecista, szczera i miejscami zabawna – nie uprzyjemniała mi powieści. Przez takie postawienie sprawy, omijane były ważne wątki innych bohaterów (król, królowa, rebelianci?). Dodatkowo mimo iż niektóre dziewczyny były bezwzględne w walce o księcia czy koronę (albo i koronę i księcia), nie było żadnych fajnych intryg… Ej no, 35 babek walczących o jednego przystojniaka? Muszą posypać się włosy! Za to większość dam była grzeczna, ułożona i zastanawiała się czy jest w stanie pokochać mężczyznę o którego się stara.
Książka bardzo się ciągnęła ale po przeczytaniu dalszych części spojrzałam na nią lepszym okiem.
Polecam przeczytać całą serię i nie zrażać się co do pierwszej części.