Jezioro Drawskie od dawna przyciągało do siebie nie tylko miejscowych, ale i turystów. On co prawda planował pokazać swojej koleżance z internetu ruiny zamku znajdującego się nieopodal, lecz komu zaszkodzi delikatna zmiana trasy? Szczególnie, iż miał nadzieję na coś więcej...
Orzeźwiający wietrzyk, chłodzący czoła pary i przepiękny krajobraz były tylko zalążkiem romantycznych zapędów młodzieńca. Niestety, szybko zostały storpedowane przez niecodzienny widok...
Do znajdującego się nieopodal drzewa przy pomocy włóczni przybito głowę mężczyzny. Resztę ciała denata wyłowiono dopiero później z przepływającej niedaleko rzeki. Prokurator Wanda Just nie spodziewała się, że od razu po powrocie w rodzinne strony trafi jej się tego typu sprawa. Szczególnie, że ofiara okazała się być lubianym w miasteczku dentystą, który nie miał żadnych wrogów.
Czy to możliwe, że w okolicy mieszka ktoś, kto zafascynowany wiarą w dawne bóstwa stracił poczucie rzeczywistości i zabił, aby złożyć ciało w ofierze? A może ktoś chce ukryć coś o wiele większego i tylko próbuje upozować całość na... rytuał?
W ostatnim czasie literatura wszelkiego rodzaju przeżywa istne "boom" na dawne, słowiańskie wierzenia. Siłą rzeczy i ja nieco wkręciłam się w tematykę, lubię takie podejście do zamierzchłych czasów oraz opowieści o dawnych bóstwach. Pani Greta Drawska w swoim debiucie także postawiła na ową tematykę, mieszając ją z jak najbardziej współczesnymi metodami śledczymi.
Prokurator Wanda Just poświęca się w całości prowadzonej sprawie, dzięki czemu nie musi myśleć o tym, co przydarzyło jej się w przeszłości. Nic tak nie odwraca uwagi jak skomplikowane śledztwo na "dzień dobry". Wraz z podkomisarzem Piotrem Dereniem -bądź co bądź również znajomym z młodości- powoli, acz systematycznie dokopują się do kolejnych wątków życia zmarłego dentysty, wciąż jednak wydaje się to za mało. W toku na jaw wychodzą kolejne fakty, a liczba podejrzanych wciąż rośnie. A mimo to każdy nowy trop zdaje się być fałszywy. Nasi bohaterowie błądzą jak we mgle, szukając informacji dosłownie wszędzie- nawet wśród akademickich wykładowców, którzy mogą powiedzieć coś więcej o tajemniczym znaku na drzewie, znajdującym się pod przybitą do niego głową denata. Dla nikogo również nie jest tajemnicą nienawiść do rodzimowierców, grupy wyznaniowej, która planuje stworzyć swoją osadę w okolicach jeziora Drawsko, co jest szczególnie nie w smak mieszkańcom. Może ktoś chce zrzucić winę właśnie na nich, by skutecznie pozbyć się ich z miasteczka?
Rytuał jest ciekawym thrillerem, choć po opisie sądziłam, że odnajdę w nim trochę więcej wątków związanych ze słowiańskimi wierzeniami, a w rzeczywistości posłużyły one bardziej jako tło wydarzeń, aspekt mający zamydlić oczy nie tylko bohaterom, ale i poniekąd nam, czytelnikom. Mimo tego, że w tej pozycji szukałam czegoś innego, i tak po jej lekturze jestem zadowolona. Co prawda od początku miałam niejasne podejrzenia co do wydarzeń, ale nijak nie mogłam wskazać prawdopodobnego sprawcy, nie miałam swojego typu, a to już coś. Jak na debiut literacki to nawet bardzo dobrze.
W tej historii prym wiedzie wspomniana już Wanda Just, ale i podkomisarz Piotr Dereń. Oboje są ludźmi po przejściach, mają wspólną historię, o której z szacunku do siebie nawzajem wolą nie wspominać. Jednak gołym okiem widać w nich różnice- Wanda rzuca się w wir pracy, byle tylko nie myśleć o byłym mężu i ich tragicznym małżeństwie, z kolei Piotr nie może podnieść się po odejściu żony, na czym traci jego zaangażowanie w śledztwo. Wydaje się takim miłym gościem, na którego spadło ogromne nieszczęście. Ciekawa jestem, jak ten duet zaprezentuje nam się w kolejnym tomie i czy tę dwójkę połączy coś więcej poza pracą.
Jestem zadowolona z Rytuału. Nie jest to co prawda lektura zwalająca z nóg, aczkolwiek pani Drawska pokazała, że pisać potrafi i idzie jej to bardzo dobrze. Kolejne części cyklu na pewno będą coraz lepsze.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Znak Literanova :)