Zosia jest dzieckiem, które nie lubi wakacji. Całe dnie spędza wtedy sama w domu — jej mama żyje w przeświadczeniu, że zarabianie pieniędzy jest najważniejsze — a by zabić czas każdą czynność wykonuje z niepotrzebną starannością — jak chociażby naprawdę dokładne wycieranie rąk. Gdy jej rodzicielka musi wyjechać na kilka dni, a ona ma zostać z ciotką Różą, dziewczynka przewiduje kolejną porcję nudy, ale wraz z pojawianiem się starszej pani, ponura codzienność nabiera barw i trudno się temu dziwić, skoro staruszka jest tym typem człowieka, który z dziećmi od razu potrafi nawiązać nić porozumienia. To ona mówi Zosi, że jeśli ktoś nie widzi czerwonej trawy, to nie znaczy, że jej nie ma i to ona już w pierwszych dniach daje dziewczynce prawdziwą szkołę optymizmu oraz dobrej zabawy. To również w tamtym czasie dziewczynka na podwórku spotyka Rutkę — rudowłosy wulkan energii, który głowę pełną ma pomysłów. Tak nawiązuje się ich piękna, choć pełna tajemnic przyjaźń.
Tę warstwę powieści bez trudu poznać może każdy, niezależnie od wieku, ale to tło oraz ukryte symbole są tutaj najważniejsze. Wraz z Zosią czytelnik bowiem przenosi się w czasie i staje się świadkiem holokaustu. Ludzie znikają, bo podobno udają się na Diamentową Planetę. W podróż tę można wyruszyć ze stacji Radegast pociągiem, którego wagony zdają się zupełnie nieprzystosowane do przewożenia ludzi. Stacja ta w rzeczywistości była łódzkim Umschlagplatz. Miejscem, gdzie Niemcy dokonywali wstępnej selekcji, by zdecydować o śmierci lub chwilowym życiu tysięcy Żydów. Wagony do których wsiadali były natomiast przeznaczone do przewozu zwierząt lub innych towarów. Oprócz tego na kartach powieści spotykamy się z głodem i w różnym stopniu widocznym lękiem. W gettcie usłyszeć można wiele języków, a na ulicach obecni są niemieccy wojskowi. Nie brakuje też scen pokroju uciekających z pociągu motyli i próbującym je złapać żołnierzu, który w końcu postanawia je zjeść. Sceny te dla młodego czytelnika będą nieczytelne, ale w bajkowy sposób pokazują istotne wydarzenia w dziejach Europy.
Joanna Fabicka co jakiś czas ujawnia swoją obecność, pozwalając sobie na wstawki, gdzie dla przykładu pada tak bardzo, że nawet ona musi nosić kalosze, gdy opisuje tę historię. Nie wiem, co myślę o takim zabiegu, ale na pewno to interesująca odmiana. Dodatkowo jest to jednym z większej ilości akcentów humorystycznych, których sporo możemy spotkać. Całość więc jest lekka, choć porusza wiele ważnych tematów.
Początkowo po ten tytuł zapragnęłam sięgnąć dzięki Mariuszowi Andryszczykowi, który stworzył przepiękne ilustracje; potem zaintrygował mnie opis (fragment o zwariowanej, pełnej magii i tajemnic podróży w czasie), a koniec końców chyba najbardziej podobało mi się tło historyczne, choć pozostałe elementy również były na plus. Na pewno jednak dostałam więcej, niż się spodziewałam.
Powieść „Rutka” wygrała konkurs na Książkę Roku 2016 Polskiej Sekcji IBBY oraz konkurs Świat Przyjazny Dziecku, została wpisana na międzynarodową listę Białych Kruków (White Ravens) 2017, a także znalazła się w finale Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej Gryfia 2017, jako pierwsza książka dla dzieci w historii konkursu.